Opublikowane 16 lipca 2008, godz. 23:02
Kolejnym miejscem, które odwiedziłam w czasie jak mnie tu nie było, było urocze miasto Galway w zachodniej Irlandii. Był to mój już drugi raz w tym mieście i podobnie, jak w zeszłym roku, spędziłam tu dwa tygodnie. Dodam, że naprawdę fajne dwa tygodnie. Owe 14 dni spędziłam u moich znajomych, z którymi oczywiście nie sposób się nudzić. Zabawiali mnie jak zwykle zresztą, pokazując co się da i zabierając mnie na przeróżne imprezy. Muszę przyznać, że podobnie jak w Xanten, tak i w Galway nie sposób się nudzić.
Galway to piękne miasto, które swoją nazwę wzięło od rzeki, która przez nie przepływa. Co zatem można tu ciekawego zwiedzić? Mnóstwo zabytów w samym mieście i wokół niego. W tym roku udało mi się zobaczyć przepiękną, ale dość surową w wystroju katedrę i kilka miejsc wokół miasta.
W mieście jest naprawdę dużo możliwości. Zaczynając na zwiedzaniu, poprzez imprezy w klubach, wizyty w galeriach, uczestnictwo w różnego rodzaju festiwalach jakie się tu odbywają, czy kibicowanie lokalnym drużynom. Poza tym zakupy, spacery, odpoczynek na Eyre Square.
Co ja właściwie robiłam w Galway? Otóż pierwszy weekend jaki tam spędziłam przemienił się w mini urlop we wspaniałym miejscu - Aran Islands, ale o tym napiszę w innym poście, gdyż po prostu jestem zachwycona tym miejscem. Poza tym zwiedzałam miasto, dużo chodziłam, spacerowałam i robiłam zdjęcia.
Znajomi zabierali mnie na fantastyczne imprezy, które na szczęście jednak pamiętam. Poznałam mnóstwo nowych osób, w tym obcokrajowców z całego świata:Francuzi, Niemcy, Szwajacarzy, Irlandczycy (no oczywiście), Japończycy, Włosi, Kanadyjczycy, Australijczycy i niezastąpieni Polacy.
Poza tym trochę pracowałam, odpoczywałam, robiłam zakupy i przede wszystkim bardzo dobrze się bawiłam. Bo czego chcieć więcej od urlopu? Zaliczyłam zwiedzanie, jazdę na rowerze, pływanie w Zatoce i Oceanie, spotkania z przyjaciółmi, poznawanie nowych ludzi, zakupy, spacery, odpoczynek, imprezy, pracę, dobre posiłki i inne atrakcje, o których z pewnością nie zapomnę - bo moja druga wizyta w Galway, podobnie jak pierwsza, była po prostu fantastyczna. Polecam to miasto.
Opublikowane 29 czerwca 2008, godz. 14:19
Uwielbiam małe miasteczka, które jednak posiadają w sobie wszystko, co do życia i dobrej zabawy jest niezbędne. Xanten ma to wszystko. Ponieważ to miasto w zachodniej części Niemiec (czyli dawny RFN), leżące niedaleko Holandii, posiada widoczne wpływy holenderskie.
Przede wszystkim rzucają się w oczy budowle, które przypominają te mieszczące się w Holandii, czyli proste budynki, ozdobione cegłą. Pomimo tego, nadal jednak zachowują niemiecki charakter. Poza tym Niemcy to bardzo zdyscyplinowany naród, dzięki czemu większość z nich przestrzega prawa (dość surowego) i zachowuje niebywały porządek. Dzięki tej czystości i staranności, a także dobremu gustowi (szczególnie jeśli chodzi o przydomowe ogródki i wnętrza) człowiek lepiej czuje się w tym dość sterylnym, ale jednak nadal swojskim otoczeniu.
Oprócz tego w miasteczku Xanten widać uśmiechniętych ludzi, życzliwe pytania o samopoczucie i rozmowy (czasem o niczym, ale jednak rozmowy). Zagadywanie obcych to w tym miejscu nic nadzwyczajnego. Nie wiem na ile to niemiecka poza, a na ile obyczaj, ale muszę przyznać, że taka kultura i radość życia bardzo mi odpowiada.
Co w Xanten warto zobaczyć? Na pewno Katedrę, mieszczącą się w centrum miasta. Surowa konstrukcja wygląda niesamowicie, szczególnie zaś wewnątrz.
Poza tym, Xanten najbardziej znane jest z Parku Archeologicznego, postawionego w miejscu osady Colonia Ulpia Traiana (Zrekonstruowane budynki w tego okresu oraz oryginalne rzymskie budowle) Niestety, podobnie jak w zeszłym roku nie odwiedziłam tego miejsca (zupełnie nie mam pojęcia dlaczego, być może to jeszcze kiedyś nadrobię). Poza tym, samo miasteczko jest bardzo urocze, ma swój charakter i styl i po prostu przyjemnie się po nim spaceruje.
Xanten jest certyfikowanym uzdrowiskiem i po prostu przypomina inne tego typu miasta. (Jako jedyne miasto w Niemczech ma nazwę rozpoczynającą się literką X) Warto tutaj zobaczyć uruchamiany codziennie wiatrak Krymhildy, który doskonale wpisuje się w charakter miasta. (poza tym młynarz wypieka tam chleb z ziaren mielonych właśnie w wiatraku. Można też kupić żywność organiczną, miody i inne zdrowe smakołyki).
Każdy, kto spaceruje po mieście z pewnością natknie się na ślady stóp umieszczone na chodnikach z podpisami mieszkańców obecnie mieszkających, tych znanych i nieznanych, których to ślady prowadzą do najpiękniejszych zabytków miasta. Swoją drogą, to dość ciekawy pomysł na promocję miasta i ”zmuszenie” turystów do odwiedzenia istotnych miejsc. Podobno można nawet zostawić odcisk własnej stopy w Xanten. (Być może uda się to następnym razem).
Z pobytu w Xanten zawsze jestem zadowolona - piękne, urokliwe i spokojne miejsce, pełne przyjaznych ludzi (w tym przede wszystkim wspaniała irodzina u której mieszkałam przez ten tydzień - pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za gościnę), z mnóstwem uroczych knajpek, małych sklepików, przepięknych krajobrazów, doskonale zachowanych zabytków, otoczone polami, blisko akwenów wodnych, z możliwością spacerów po lesie i mnóstwem innych atrakcji. Polecam wszystkim odwiedzenie tego miejsca, naprawdę warto.
Opublikowane 29 czerwca 2008, godz. 12:42
Fakt: Nie było mnie na tym blogu przez jakiś czas - miesiąc bez wiadomości ode mnie z pewnością nie zasmucił zbyt wielu osób, ale może warto się wytłumaczyć. Otóż - podróżowałam. Dobrze, to żadne wytłumaczenie, skoro moje inne blogi działały w tym czasie w miarę sprawnie, gdyż zawsze zabieram ze sobą komputer. W takim razie tłumaczenia nie będzie, za to pojawią się pewne aspekty dotyczące tej podróży. Gdzie, co i jak i dlaczego…?
1. Gdzie?
Postanowiłam skorzystać z możliwości, jakie dają tanie linie lotnicze i opracowałam plan odwiedzenia trzech krajów Europy Zachodniej. Krajów, które od jakiegoś czasu są wręcz zalewane przez polską kulturę, a może nawet bardziej przez polaków tam mieszkających. Można rzec, że pojechałam w odwiedziny do naszych kolonii, które obecnie zasiedlamy. Na pierwszy rzut (lot) wybrałam Niemcy, a dokładniej urocze miasteczko Xanten , czyli miejsce w północno-zachodniej części Nadrenii Północnej-Westfalii na zachód od miasta Wesel. Była to już moja druga tam wizyta, jak zwykle bardzo udana. Po tygodniu tam spędzonym wyruszyłam liniami Ryanair (który był moim przewoźnikiem podczas całej podróży) do Irlandii, czyli szmaragdowej wyspy. Wybór padł, nieprzypadkowo zresztą, na miasto Galway, w zachodniej Irlandii, w którym również znalazłam się po raz drugi. Dwa tygodnie na tej uroczej wyspie obfitowały w wiele ciekawych przeżyć. Wszystko co dobre szybko się kończy i kolejnym etapem mojej podróży była Anglia, a konkretnie stolica Wielkiej Brytanii i Anglii - czyli Londyn. 5 dni, które upłynęły mi na zwiedzaniu i dobrej zabawie. I tak, po 26 dniach znów zawitałam do Polski. Wszędzie dobrze, ale w domu jednak najlepiej.
2. Co?
To pytanie może dotyczyć wielu kwestii. Np. co widziałam? - Otóż widziałam wiele i mam nadzieję, że uda mi się o tym wkrótce napisać. Co robiłam? W skrócie - zwiedzałam, odpoczywałam, pracowałam (w swojej firmie), imprezowałam i oczywiście świetnie się bawiłam. Był to bardzo aktywny czas w moim życiu, przeplatany pracą i nic nierobieniem (również bardzo aktywnym)
3. Dlaczego?
Dlaczego? Otóż jak każdemu należy się urlop, tak i ja skorzystałam z tej możliwości. Było warto, chociaż myślę, że już nie wezmę tylu dni urlopu naraz - za dużo wrażeń, którymi nie ma się kiedy nacieszyć. No i czas tak szybko leci, jak człowiek się dobrze bawi. Dlatego też, że wszystko pomyślnie się ułożyło i mogłam odwiedzić moich przyjaciół, rodzinę i znajomych, którzy niestety wyjechali z naszego pięknego kraju w poszukiwaniu lepszego lub po prostu innego życia.
Moje kolejne wpisy będą zatem dotyczyć tej podróży - ciekawostek, informacji o miejscach w których miałam okazję być i spotkaniach z ludzmi, okraszone zdjęciami, które w tym czasie wykonałam.