Polecam… Kuchnia MARCHÉ

We Wrocławiu przy ulicy Świdnickiej 53, na rogu ul Piłsudskiego znajduje się Kuchnia Marche. Od jakiegoś czasu, gdy nie chce mi się gotować obiadów (a nie jest to moje najbardziej ulubione zajęcie, chociaż gotować potrafię i uczę się ciągle czegoś nowego) wybieramy się właśnie do tej samoobsługowej restauracji. Mają tam dość spory wybór dań kuchni z całego świata oraz polskiej. Moim jednak celem są zawsze pyszne ciasta i desery, koło których nie mogę przejść obojętnie. Podoba mi się w tej restauracji wystrój - ciepły, swojski, bardzo przytulny. Zawsze wybieram miejsca na piętrze skąd mam widok na całą kuchnię i kręcących się wokół jedzenia ludzi. Gwarno, ale nie za bardzo hałaśliwie - po prostu przyjemnie. Można spokojnie zjeść smaczny obiad, deser, napić się zdrowego koktajlu i nie zapłacić jakiś wielkich rachunków.

marche.jpg

Kuchnia Marche spodobała mi się również dlatego, że przypomina mi coś podobnego, co zobaczyłam w Holandii, a konkretnie mówię o restauracji La Place w Laren. Samobsługa i wspaniały wybór potraw, kaw, napojów i deserów - to co lubię najbardziej, to możliwość wyboru, obejrzenia przed posiłkiem tego co ma się ochotę zjeść i szybkość obsługi. Nie muszę czekać godzinami na zamówiony obiad, który w dodatku nie wygląda tak jak sobie to wyobrażałam, a jednocześnie nie jest to kanapka z baru szybkiej obsługi. Z czasów studiów przypominają mi się obiady w barze Bazylia we Wrocławiu, którymi posilaliśmy się w przerwach między zajęciami. Szybko, sprawnie i smacznie, no i niedrogo, co miało znaczenie dla studenckiej kieszeni.

marche2.jpg

Ponieważ lubię naprawdę proste jedzenie, bez specjalnych udziwnień, tego typu bary i restauracje są dla mnie idealne. Chociaż czasami lubię też zaszaleć kulinarnie… zarówno we własnej kuchni, jak i w restauracjach…

Dodaj komentarz »

Warszawski Spontan

Jak trzeba coś spontanicznie zrobić - to jestem pierwsza, która godzi się na szybkie działanie. Tak było w przypadku wyjazdu do Warszawy, który był najszybszym spontanem w moim życiu. Nasza urocza stolica nie leży zbyt blisko mojego miasta, dlatego też nie była to decyzja łatwa… Koleżanka, która o godz. 20.00 (pozdrawiam Cię Aniu) zapytała, czy z nią pojadę autobusem do Wawy, który miał wyruszyć o 21.50, chyba nie spodziewała się, że jednak się zgodzę. A jednak…

wawa2.jpg

Londyn w Warszawie… (reklama Top Shop)

wawa5.jpg

Nie bywam zbyt często w stolicy, bo nie mam takiej potrzeby. Tak naprawdę była to dopiero (nie wiem czy to wstyd, czy nie) druga wizyta w tym mieście. 22 października, o całkiem wczesnej porze, czyli około 6 rano już zwiedzałam budzącą się do życia Warszawę… prawie przysypiając.

wawa4.jpg

wawa6.jpg

Kilka dni upłynęło mi na spacerach po mieście, zakupach dla siostry i szybkim zwiedzaniu. Niestety o tej porze roku żadne miasto nie prezentuje się zbyt imponująco, szczególnie ze względu na liczne korki oraz bardzo szare i pochmurne niebo.

wawa.jpg

Tak jak szybko przyjechałam do stolicy, tak z niej wyjechałam, zabierając ze sobą miłe wspomnienia ze spędzonego czasu z koleżanką i jej uroczym psem. Poza tym dowiedziałam się, że potrafię podejmować szybkie decyzje i lubię prawdziwy spontan. A Warszawę znów być może odwiedzę wiosną…

Dodaj komentarz »

Sesja do kalendarza, ale nie Pirelli

Godzina 10.00… rano… 14 października. Choroba zwana grypą, mniej więcej pokonana, chociaż nie do końca. Spotykamy się w Urzędzie Miasta - wyruszamy samochodami w nieznanym mi początkowo kierunku… bo nie wiem dokładnie gdzie sesja do kalendarza ma się odbyć. Zostałam bowiem wybrana, by przestawić swoją osobą kawałek miasta zwanego Wałbrzychem.

sesja3.jpg

Zdjęcia z backstage’u sesji (for. G.Szeligowski)

Chwila i już wiem - to runiny Zamku Nowy Dwór, na porośniętej lasem Górze Zamkowej, wznoszącej się na wysokość 620 metrów n.p.m.  Zamek wybudowany pradopodobnie na początku XIV wieku przez księcia świdnicko - jaworskiego - Bolka II. Budowla warowna była wykorzystywana przede wszystkim w celach obronnych, lecz niestety kres jej przyniósł pożar wywołany przez piorun.

sesja.jpg

Zdjęcie z backstage’u sesji (fot. G. Szeligowski)

Pierwsze zdjęcia powstają jednak gdzie indziej, a mianowicie na trasie rowerowej wokół góry Borowej, czyli na oznakowanej 25 kilometrowej trasie MTB. Tego dnia bowiem, sesja do kalendarza - Wałbrzych Moje Miasto - obejmuje dwie osoby - moją znajomą i mnie. Piękne słoneczne plenery, spadające z drzew złote liście, rower, plecak i aparaty - tak w skrócie można by opisać sesję z moim udziałem.

sesja1.jpg

Kolejnym miejscem wybranym na zdjęcia, były ruiny Zamku Nowy Dwór, na który trzeba się było nieco wspiąć. Czerwono - czarne elementy mojego ubioru miały współgrać z piękną, złotą jesienią. Miałam przy sobie kilka gadżetów w postaci map, aparatu marki Nikon, plecaka, a nawet innego zestawu odzieży i bidonu. Kilkadziesiąt zdjęć jakie fotograf Jarosław Michalak wypstrykał swoim aparatem marki Canon,  uwieczniły moją osobę na tle gór i zamkowego wejścia.

sesja2.jpg

Czy było ciekawie? Przede wszystkim dzięki znajomym, którzy tego dnia również pojawili się na sesji, było całkiem zabawnie… czasami aż za bardzo. Nie mogłam opanować śmiechu, włosy wirowały razem z wiatrem, nie wiedziałam co mam zrobić z rękami i ogólnie efekt był taki, że chyba nie będę zadowolona ze zdjęć, które powstały podczas sesji. Ciężko mi się bowiem pozuje przed zupełnie mi nie znaną osobą i jestem bardziej przyzwyczajona do forografowania innych, niż do bycia fotografowaną. Ale czas pokaże… Sesja, jako taka była jednak całkiem przyjemna i bardzo wesoła…

1 komentarz »