Naprawdę lubię spontaniczne wyjazdy… taki był właśnie mój Sylwester roku Pańskiego 2008. Nie miałam właściwie nic zaplanowane na ten dzień… myślałam o górach, a skończyło się nad naszym pięknym, polskim Morzem Bałtyckim.
Razem z kolegą wybraliśmy się w podróż do mojego ulubionego miasteczka nad morzem, czyli Pobierowa. Podróż trwała nadzwyczaj krótko, gdyż wyruszyliśmy około godziny 14.00, gdy drogi tak naprawdę były już puste… Nikt normalny prawdopodobnie nie wybiera się na Sylwestra kilka godzin przed imprezą w jakieś odległe rejony… Nikt normalny, ale na pewno spontaniczny.
W Pobierowie pojawiliśmy się na cztery godziny przed północą - zdążyliśmy się wypakować i kupić najpotrzebniejsze na tę noc (czyt. alkohol) produkty. Przed godziną zero z różnych mieszkań, pokoi i domków powychodziło mnóstwo osób i wszyscy wybrali się na plażę. Szczerze mówiąc dla mnie Sylwester to nic nadzwyczajnego, dlatego nieco szampana i huk petard pomieszany z szumem morze naprawdę mi wystarczył.
Noc, chociaż zimna, była nad morzem nieco inna, niż w górach (czyli tu gdzie mieszkam), gdzie zazwyczaj spędzam ostatnie dni roku. Przyjemny wiatr od morza, świąteczna atomosfera (gdyż Pobierowo było w tym roku fantastycznie oświetlone) i wszechogarniające pustki na ulicach po zapadnięciu zmroku - to coś co naprawdę mi się spodobało. Pobierowo zimą jest zupełnie inne niż latem - spokojne, ciche… brak tłumów (które czasem lubię), pozamykane bary i restauracje - to wszystko zmieniło to miejsce nie do poznania.
Piękna pogoda jaka panowała podczas mojego pobytu na północy kraju, sprawiła, że poprawił mi się nastrój. I pomimo iż byłam już zimą nad morzem - nawet wtedy, gdy woda zamarzała, a plaży praktycznie nie było, to nie żałuję, że zdecydowałam się na tak spontaniczny wyjazd - 3 dni spędzone w tym miejscu i jego okolicach były naprawdę przyjemne. Zdecydowanie polecam zimowe morze.