Kiedyś miałam piękny sen - śniłam, że latam, wprawdzie tylko po swoim pokoju, ale to podobno oznaka tego że człowiek jest naprawdę szczęśliwy. Ostatnio nie zdarzają mi się takie sny, ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś znów wzbije się w powietrze. Żeby jakoś zapełnić tę senną pustkę, staram się spełniać latając samolotami. A że uwielbiam podróżować w ten sposób, to już zupełnie inna sprawa… Nie dość, że w kilka godzin można zmienić strefę czasową, to w miarę wygodnie i wbrew pozorom bezpieczniej niż samochodem.
Tym razem lot znów odbył się w kierunku już dobrze mi znanym, a mianowicie w stronę Szmaragdowej Wyspy. Irlandia wpływa zawsze na mnie pozytywnie, szczególnie iż mam tu wielu znajomych i przyjaciół (których serdecznie pozdrawiam) i dobrze się czuje zarówno na kamiennej ziemi, jak i wśród ludzi, którzy tutaj mieszkają.
Lot tym razem był bardzo przyjemny, chociaż wszystkie miejsca siedzące były zajęte i nie było już nawet wolnej przestrzeni na bagaże podręczne. Usiadłam w środku pomiędzy dwiema osobami, które wcześniej mieszkały w Irlandii, a tym razem poleciały odwiedzić znajomych. Dzięki wspólnej wymianie czasopism i miłym rozmowom czas w powietrzu upłynął bardzo szybko i przyjemnie. Szczerze mówiąc, życzę sobie więcej takich lotów… wysokich lotów.
Na szczęście mam bardzo dobrych znajomych i nie musiałam z lotniska z Shannon jechać w kierunku Galway autobusem. Kolega zapakował mnie do samochodu i szczęśliwie dowiózł mnie do miejsca, w którym spędzę kolejne dni.
Moje marzenia zawsze się spełniają, po jakimś czasie, ale jednak zawsze - tak było również w przypadku Irlandii i przyjazdu mojego na wyspę. Odkąd pamiętam, moim marzeniem było spędzić tu trochę czasu i jak się okazało, jest to mój trzeci już tutaj przyjazd i pobyt niemalże dwutygodniowy. A już jutro moje 28 urodziny, które spędzę na wyspach w gronie ludzi, których naprawdę lubię. Poza tym podziękowania dla Patrycji za zaproszenie i jak zwykle super gościnę. Ma do mnie dziewczyna zdrowie…