Filmowe podsumowanie tygodnia

Tydzień szybko minął, jak zresztą każdy inny. Moje życie pędzi coraz szybciej, ale na szczęście od czasu do czasu znajduję czas na jakiś film… Ostatnio najczęściej oglądam filmy siedząc na moim trenażerze, dzięki czemu nie czuję, że marnuję czas leżąc na kanapie, tylko robię dwie rzeczy naraz… w dodatku jak się odpowiedni film wybierze, to od razu można szybciej i efektywniej pedałować. Oto lista filmów tego tygodnia

ŚWIĘTY DYM - reż. Jane Campion (1999)

swiety_dym.jpg

W poszukiwaniu jakiegoś filmu na wieczór, zajrzałam do swojej kolekcji filmów zakupionych wraz z czasopismami. Wybrałam film “Święty Dym”, którego wcześniej nie widziałam, a który wydał mi się interesujący. Bo rzeczywiście taki mi się wydał. Nic dziwnego - dobra reżyseria, piękne plenery, świetni aktorzy w rolach pierwszoplanowych, interesujący temat, czego zatem chcieć więcej? Może tylko tego, że jeżeli film na początku ma sens, wciąga widza, jest dobrze skonstruowany, aktorzy dają z siebie wszystko, to właściwie po co psuć całe zakończenie. Wszystko byłoby świetnie, gdyby dramat psychologiczny nie zamienił się w zwykły erotyk… początek filmu tak, końcówka niestety nie…. ale jak wiadomo to koniec decyduje o naszym ogólnym wrażeniu… tak więc muszę z przykrością stwierdzić, że film nie wniósł niczego w moje życie i właściwie nie musiałam go oglądać.

OSADA - reż. M. Night Shyamalan (2004)

osada.jpg

Wiedziałam, że ten film nie należy do gatunku dobrych, znałam też mniej więcej zakończenie, a jednak go obejrzałam. Dlaczego? Bo chciałam wiedzieć dlaczego ten film jest kiepski… i już wiem. Po prostu nie można niczego robić na siłę. Obsada ok, osada ok, pomysł też całkiem niezły… ale czy scenarzysta i reżyser w jednym myśli, że widzowie są niczym postaci mieszkające w owej osadzie? Tacy bezmyślni i naiwni? Nie są, dlatego film nie zebrał dobrych recenzji, a ja dołączam się do grupy niezadowolonych z realizacji. Bo jeśli to ma być thriller… to chyba jest to wersja dla dzieci i nawet  Czerwony Kapturek jest o wiele bardziej przerażający niż film zwany Osada.

JAMES BOND - CASINO ROYALE - reż. Martin Campbell (2006)

casino_royale.jpg

Po smętnych filmach jakie w siebie wrzuciłam, w końcu przyszedł czas na coś naprawdę porządnego, a przynajmniej jest to coś co naprawdę lubię: Porządna akcja. I taki jest właśnie James Bond. Tym razem z nową twarzą - Danielem Craigiem jako tytułową postacią. Muszę przyznać, że nie bardzo wiedziałam co myśleć, po tym jak zmienili mojego ulubionego Bonda, czyli Pierce’a Brosnana na Craiga. Ale moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, po tym co zaserwował nowy Bond w swoim filmie. W końcu się pobrudził i pokiereszował, nie “męczył” tylu kobiet i był po prostu prawdziwy, chociaż nadal niesamowity. Już wiem, że nieważne jak wygląda Bond, ważne, że ciągle ma siłę do pokonywania nowych trudności, ratowania świata i jej królewskiej mości oraz, że jest coraz młodszy… Brawa dla nowego Bonda…

ŁUK - reż. Ki-duk Kim (2005)

luk.jpg

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zasugerowałam się tytułem, który sprawił, że pomyślałam iż jest to kino w stylu Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka. I znów kolejne rozczarowanie… naprawdę. Początek jak w poprzednich filmach niezły… takie kino bardzo relaksujące… później jest już tylko gorzej. Porwania, oszustwa, nagabywanie… czyli z cyklu nie mam ochoty oglądać filmów o ”niby miłości” pomiędzy dwojgiem ludzi… a tak naprawdę starego faceta i młodziutkiej, niepełnoletniej dziewczyny, której od 10 lat poszukują rodzice. Nie wierzę w tę historię ani trochę, szczególnie, że dziewczyna nie była na lądzie od 10 lat, a w dodatku zakochuje się w przystojnym i młodym (podkreślam młodym) synu wędkarza. Film o syndromie sztokholmskim… dla mnie po prostu niesmaczny.

CAPITAN CORELLI - reż. John Madden (2001)

kapitamn.jpg

Do obejrzenia tego filmu nie spieszyło mi się za bardzo. I chociaż lubię Penelope Cruz, to nie przepadam za grą aktorską Nicolasa Cage’a. Oczywiście do czasu, gdy nie zorientowałam się, że w tym filmie gra mój ulubiony aktor: Christian Bale. I właściwie dla niego zobaczyłam tę ckliwą opowieść z pięknymi, greckimi widokami. Film typowo kobiecy i ogląda się go w sumie przyjemnie (jeśli jest się kobietą, mężczyźni jakoś nie przepadają za romansami, nawet osadzonymi w czasach II Wojny Światowej). Plenery, muzyka, aktorzy, wszystko jak najbardziej ok. Denerwowało mnie jednak to, iż każda z postaci, mówiąc po angielsku używała akcentu swojej narodowości. Dziwnie to brzmiało i już naprawdę wolę słuchać angielskiego i tylko wyobrażać sobie, że postaci mówią swoim językiem. Film ogólnie ok… ale bez zachwytów.

BUTELKI ZWROTNE - reż. Jan Svěrák (2007)

butellki.jpg

Czesi potrafią kręcić filmy obyczajowe. Wychodzi im to po prostu znakomicie. Czasem się zastanawiam, dlaczego w Polsce nie można nakręcić takiego filmu, jak np. Butelki Zwrotne. Być może nie ta mentalność i nie te tradycje, jednak wydaje mi się, że życie u naszych południowych sąsiadów i u nas toczy się w podobnym rytmie. Butelki Zwrotne to bardzo prawdziwa opowieść o życiowych rozterkach, podana w lekkostrawnym sosie komediowym. Zabawny film, ale nie korzystający z pomocy wyświechtanych gagów. Film, który polecam szczególnie… jeden z najlepszych jaki obejrzałam w tym tygodniu i w dodatku udało mi się wyskoczyć na niego do kina. Prosta historia całkiem młodego reżyseria i jego ojca scenarzysty, a zarazem pierwszoplanowego aktora… świetne dialogi, aktorzy i piękna Praga. Polecam!

25 GODZINA - reż. Spike Lee (2002)

edward.jpg

Po obejrzeniu mniej więcej 3/4 filmu nagle okazało się, że już go widziałam. Nie wiem jak mogłam zapomnieć, w końcu film jest naprawdę niezły. Przede wszystkim świetne aktorstwo i reżyseria. Spokojnie, bez zbędnych nerwów opowiedziana historia młodego człowieka spędzającego swój ostatni dzień na wolności… Najlepsza scena, to oczywiście ta przed lustrem… zatem pieprzyć tych, którym ten film się nie podoba… (przynajmniej tak bohater, grany przez Nortona wypowiedział by się na ten temat… ) Polecam!

Dodaj komentarz »

Don’t think twice, it’s alright

Piosenka napisana przez Boba Dylana pt. “Don’t think twice, it’s alright” jest naprawdę piękna. Wielu artystów nagrywało własne wersje tego utworu. Osobiście najbardziej podoba mi się wersja Tiny Dico (Dickow). Mocny i głęboki głos duńskiej piosenkarki nadał znacznie więcej wyrazistości piosence niż oryginalna wersja. Takie przynajmniej jest moje zdanie. Zapraszam do posłuchania wersji Tiny Dico, którą wykonała w nowojorskim Pubie Joe’ego.

Dodaj komentarz »

Słodkie ciasteczka - niedzielna przekąska

Jeśli szukacie naprawdę bardzo, ale to bardzo słodkich ciastek, to by doświadczyć tej słodkości polecam ciastka Lu - Chamonix. Są to francuskie ciastka biszkoptowe z nadzieniem pomarańczowym, które można zakupić np. w sklepie Auchan.

lu_chamonix2.jpg

Francuska marka LU należy do koncernu Danone. LU w Polsce należy do Kraft Food (po wykupie od Danone) i produkuje takie słodkości jak Delicje Wedlowskie, Pieguski, Pierniczki Alpejskie czy Lu Petitki - czyli najbardziej znane ciastka w Polsce. Lu Chamonix nie są jeszcze wprowadzone do oferty i znajdują się na półkach naszych sklepów na zasadzie importu (z naklejką informującą o składzie, nie zaś z wydrukiem na opakowaniu).

chamonix.jpg

Zatem jak opisać smak tych francuskich ciastek, których nazwa pochodzi od miejscowości u podnóża Mont Blanc? Ciasteczka zostały upieczone z biszkopta z nadzieniem z zagęszczonego soku pomarańczowego (czyli takiej galaretki). Mają kolor złocisto - brązowy dzięki niewielkiej ilości lukru na powierzchni ciastek.

ciastak_lu.jpg

Smak - to przede wszystkim dość słodki lukier i pomarańczowe nadzienie (mocny, pomarańczowy aromat) stonowane przez delikatny biszkopt. Idealne do popołudniowej kawy lub herbaty. W opakowaniu znajduje się 20 ciastek, cena ok. 4,70 zł. Tylko dla tych, którzy lubią naprawdę słodkie ciastka.

Dodaj komentarz »