Filmowe podsumowanie 3 tygodni marca

Filmy - kocham poznawać nowe historie, jednak miesiąc marzec, podobnie jak z książkami, nie obfitował w zbyt wiele tytułów, które udało mi się zobaczyć. Pierwszy tydzień opisany wcześniej wypadł całkiem nieźle, kolejne trzy nie były zbyt zachwycające. Ale nie ilość się liczy, a jakość… a ta jednak bywała różna. Nie ma co jednak narzekać, gdyż cieszę się, że w ogóle cokolwiek udało mi się obejrzeć. Oto podsumowanie tych trzech tygodni marca:

PURPUROWA RÓŻA Z KAIRU - reż. Woody Allen (1985)

purpurowa_roza_z_kairu.jpg

Woody Allen - to filmowy Midas… moim zdaniem, czegokolwiek się nie dotknie, zamienia w filmowe złoto. Nie każdy jest jego fanem, ale ja bardzo doceniam jego pracę, uwielbiam jego poczucie humoru i każdy film, bez wyjątku jest dla mnie arcydziełem. Nie inaczej było z filmem “Purpurowa Róża z Kairu”. W marcu po raz pierwszy zobaczyłam ten film i oczywiście jestem zachwycona. Kiedy już myślisz - to będzie jakaś zwykła historia bez polotu, bez akcji, jak większość obyczajówek, nagle dzieje się coś takiego…. Bum i film staje się niezwykły… i już wiesz, że Woody maczał w tym palce. Oczywiście polecam film.

SPOSÓB NA TEŚCIOWĄ - reż. Robert Luketic (2005)

sposob_na_tesciowa.jpg

Widziałam ten film po raz drugi. Po raz pierwszy widziałam go z moją “teściową”, po raz drugi z moją mamą i siostrą, czyli babski film bez angażowania męskiego testosteronu, który pewnie nie dałby rady wytrwać do końca. Bo film jest o walce pomiędzy dwiema pięknymi, choć różnymi wiekiem kobietami, walczącymi o swoje miejsce przy ukochanym mężczyźnie. Jennifer Lopez ma urodę i talent, Jane Fonda ma urodę i talent - mieszanka zatem wybuchowa. Do tego przystojny mężczyzna i sympatyczna komedyjka gotowa. Bo pięknych ludzi po prostu miło się ogląda. Czy film coś wnosi do naszego życia? Chyba niewiele… no może odrobinkę, taką tycią, chociaż zawsze to coś. Muszę stwierdzić, że oglądając go po raz drugi zrobił na mnie lepsze wrażenie niż za pierwszym razem…

OSTATNI SAMURAJ - reż. Edward Zwick (2003)

ostatni_samuraj.jpg

Tom Cruise - marzenie z dzieciństwa Katie Holmes (swoją drogą spełnione), znośny aktor, wieczny chłopiec skaczący po kanapie bez opamiętania u Oprah, uwodziciel i wyznawca scjentologii. Dużo by opowiadać, a wystarczy obejrzeć Ostatniego Samuraja, by zobaczyć inne oblicze tego popularnego aktora. Taki Cruise by mi się spodobał, ten prawdziwy - raczej mnie nie pociąga. Film całkiem, całkiem. Fajne sceny batalistyczne, zadziwiający honor samurajów i piękne krajobrazy. Można zerknąć.

ROMEO + JULIA - reż. Baz Luhrmann (1996)

romeo_i_julia.jpg

Kocham Williama Shakespeare’a - nic na to nie poradzę. Uwielbiam go… i właśnie dlatego, pewnego wieczora 1997 roku wybrałam się do kina na najnowszą wersję klasycznego dramatu Romeo i Julia. Pamiętam gdzie dokładnie siedziałam, jak wyglądało i pachniało kino, pamiętam, że było sporo osób… i pamiętam dokładnie film… Film Baza Luhrmanna zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że nie byłam w stanie obejrzeć go po raz drugi (tak mam z filmami, które robią na mnie bardzo, ale to bardzo duże wrażenie) Aż do teraz. Postanowiłam zobaczyć go po raz drugi… i nie wytrwałam do końca. Ten film nadal, chociaż minęło 12 lat od jego produkcji, robi na mnie potwornie dobre wrażenie, że po prostu nie jestem w stanie go obejrzeć. Być może to dziwne… ale cóż, tak już mam. Pomysł na wersję w stylu teledysku MTV w połączeniu z językiem Szekspira był strzałem w 10. Ten film to moim zdaniem arcydzieło - już nigdy nie widziałam czegoś podobnego. I wciąż jest aktualny. Polecam!

ŻYCIE I CAŁA RESZTA - reż. Woody Allen (2003)

zycie_i_cala_reszta.jpg

Mała sala kinowa w multipleksie… romantyczna atmosfera. Siedzę sobie z chłopakiem i oglądamy najnowszy film Woody’ego Allena… jest cudownie, aż do końca projekcji… a potem nachodzi mnie, żeby może rozstać się z chłopakiem? No tak, kino działa na mnie czasem w dość zaskakujący sposób. A już w szczególności Woody Allen. Film ten widziałam już kilka razy i ciągle mam ochotę po jego obejrzeniu rozstać się z chłopakiem. Myślicie, że to destrukcyjne kino? Raczej bardzo oczyszczające, bo do rozstania po obejrzeniu filmu jednak nie doszło… Woody Allen - to mój ulubiony reżyser i nic tego raczej nie zmieni… film jest doskonały… i mam nadzieję, że w ten sposób działa jedynie na mnie, bo inaczej byłby to jedyny materiał puszczany na salach rozwodowych, by przyspieszyć proces rozstawania.

JĘK CZARNEGO WĘŻA - reż. Craig Brewer (2006)

jek_czarnego_weza.jpg

Film Jęk Czarnego Węża obejrzałam ze względu na dwa nazwiska. Przede wszystkim uroczą, ale mocno odmienioną Christinę Ricci (w filmie blondynka o naprawdę seksownym ciele, w poprzednim filmie - Życie i cała reszta była normalną jeśli chodzi o budowę brunetką, która wiecznie chciała się odchudzać) i Justina Timberlake’a, którego koncert widziałam ostatnio w kinie. Poza tym świetny jak zawsze Samuel L. Jackson - tym razem jako muzyk bluesowy i farmer w jednym (oczywiście z własnymi problemami) Muszę przyznać, że film mi się spodobał i na pewno mogę go z powodzeniem polecić. Dodam jeszcze, że Christina w tym filmie bardzo mi przypominała inną aktorkę - Taryn Manning, znaną m.in ze Wzgórza Nadziei i zastanawiałam się, czy również Taryn potrafiłaby odegrać tę rolę w podobny sposób. Mam wrażenie, że dałaby sobie z tą postacią radę…

ZAKOCHANY PARYŻ - reż. 22 wybitnych reżyserów (2006)

zakochany_paryz.jpg

Pomimo iż tytuł sugeruje, że jest to typowy film dla kobiet —- to naprawdę, nic bardziej mylnego. To film po prostu dla wszystkich. Różne oblicza miłości, różne miejsca, chociaż wszystko dzieje się w Paryżu. 22 reżyserów podjęło się stworzenia etiud o miłości w Paryżu. Każdy z nich zrobił to w swój własny i niepowtarzalny sposób. Paryż jest tu miastem wszystkich barw i odcieni miłości. Najbardziej spodobały mi się krótkie filmy w reżyserii: Toma Tykwera, Alfonso Cuaron’a, Isabel Coixet, Waltera Sallesa i Olivera Schmitz’a. Wszyscy jednak spisali się bardzo dobrze, choć do niektórych nowelek można by się było przyczepić. Nie należy zapominać, że w filmie wzięły udział gwiazdy zarówno europejskiego jak i światowego kina. Polecam!

IMPERIUM SŁOŃCA - reż. - Steven Spielberg (1987)

imperium_slonca.jpg

Film obejrzałam oczywiście skuszona nazwiskiem aktora grającego głównego bohatera. Ni mniej ni więcej tylko jest nim mój ulubiony aktor: Christian Bale. Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam jak ten niespełna 13 letni chłopak radzi sobie w tej roli, byłam pełna podziwu dla jego talentu. Niektórzy po prostu rodzą się z aktorstwem we krwi. Film okazał się inny, niż się tego spodziewałam, jednak muszę przyznać, że Steven Spielberg musiał być wówczas w całkiem niezłej formie, gdy reżyserował Imperium Słońca. Dlaczego tak uważam? Bo wyszło niezłe kino z tego. Szkoda tylko, że Christian Bale pomimo swych 13 lat, na twarzy miał już wypisaną dorosłą twarz… Praktycznie się nie zmienił od tego czasu… może trochę podrósł?

Dodaj swój komentarz