Body Detox

body_detox.jpg

Dziś przeszłam się do miasta Szczawno-Zdrój, które jest znanym dolnośląskim uzdrowiskiem i skorzystałam z zabiegu o nazwie Body Detox. Stwierdziłam, że może warto byłoby oczyścić swoje ciało wywnętrz, gdyż takie właśnie zadanie ma owo urządzenie. Jest to wanienka, w której przez 30 minut moczymy swoje stopy, zaś specjalny jonizator ma za zadanie stymulować jonami wodoru nasze ciało. Urządzenie ma pomagać m.in. w: utracie wagi, krążeniu krwi, zmęczeniu/poirytowaniu, alergiach pokarmowych, bólach menstruacyjnych, bólach stawów i artretyzmie, funkcjonowaniu nerek i wątroby czy słabej przemianie materii.

Oto słowa dystrybutora tego urządzenia: “Urządzenie to dzięki specjalnemu programowi wytwarza odpowiednio zmodulowany prąd o zmiennej biegunowości, który powoduje jonizację wody. Stopy zostają zanurzone w wodzie i poprzez pory - ok. 2000 na każdej stopie jony przedostają się do organizmu doprowadzając w krótkim czasie zachwiany potencjał komórkowy do właściwego poziomu. Pobudzone w ten sposób komórki zaczynają prawidłowo “pracować” co przekłada się na natychmiastowe intensywne wydzielanie toksyn i innych szkodliwych substancji do krwi. Substancje te są następnie przenoszone i wydalane poprzez pory stóp do wody. Intensywne wydalanie toksyn i metali ciężkich następuje również poprzez płyny fizjologiczne co trwa jeszcze jakiś czas po ukończeniu serii zabiegów. Prawidłowo pracujący organizm pobiera równocześnie z wody zdecydowanie lepiej niezbędne substancje i mikroelementy. ( Im bardziej zmineralizowana woda użyta do zabiegu tym lepiej)” Więcej na: Body Detox

Z zabiegu skorzystałam, ale jak się okazało jestem raczej “czysta”, gdyż woda, która powinna być czarna po zakończeniu zabiegu (taka jest u większości osób), w moim przypadku była tylko trochę mętna i lekko brązowa. Brzmi to dość nieciekawie, ale dla mnie to chyba dobra wiadomość -  nie mam w organizmie zbyt wielu zanieczyszczeń. Ale to dlatego, że jestem jeszcze dość młoda, nie palę, nie piję zbyt wiele, odżywiam się w miarę racjonalnie (nie korzystam z barów szybkiej obsługi, co najwyżej raz na rok), ćwiczę regularnie i piję dużo wody, która oczyszcza mój organizm. Zabieg Body Detox był przyjemny i poprawił moje samopoczucie i chyba o to mi najbardziej chodziło. Zabiegów powinno się wziąć około 5- 10, ale myślę, że na razie poprzestanę na jednym, gdyż nie czuję potrzeby dodatkowego oczyszczania. W moim przypadku ćwiczenia i wodą wystarczą.

Dodaj komentarz »

Wiersz ośmiolatki…

Pisać zaczęłam dość wcześnie… pierwszym i jak na razie ostatnim wierszem, jaki kiedykolwiek napisałam, jest wiersz bez tytułu, który powstał, gdy miałam 8 lat.

kot.jpg

Wiersz jest dość krótki, dzięki czemu po niemalże 20 latach nadal go pamiętam:

“Liczę do dwudziestu, liczę do stu…
aż widzę przed sobą - Wielki, Czarny Stół
Na tym czarnym stole siedzi Czarny Kot
i patrzy na mój wór pełen smakołyków…”

Małej Izie wystarczył ten jeden wiersz, gdyż zdecydowanie bardziej woli prozę…

Dodaj komentarz »

Filmowe podsumowanie tygodnia

Tydzień szybko minął, jak zresztą każdy inny. Moje życie pędzi coraz szybciej, ale na szczęście od czasu do czasu znajduję czas na jakiś film… Ostatnio najczęściej oglądam filmy siedząc na moim trenażerze, dzięki czemu nie czuję, że marnuję czas leżąc na kanapie, tylko robię dwie rzeczy naraz… w dodatku jak się odpowiedni film wybierze, to od razu można szybciej i efektywniej pedałować. Oto lista filmów tego tygodnia

ŚWIĘTY DYM - reż. Jane Campion (1999)

swiety_dym.jpg

W poszukiwaniu jakiegoś filmu na wieczór, zajrzałam do swojej kolekcji filmów zakupionych wraz z czasopismami. Wybrałam film “Święty Dym”, którego wcześniej nie widziałam, a który wydał mi się interesujący. Bo rzeczywiście taki mi się wydał. Nic dziwnego - dobra reżyseria, piękne plenery, świetni aktorzy w rolach pierwszoplanowych, interesujący temat, czego zatem chcieć więcej? Może tylko tego, że jeżeli film na początku ma sens, wciąga widza, jest dobrze skonstruowany, aktorzy dają z siebie wszystko, to właściwie po co psuć całe zakończenie. Wszystko byłoby świetnie, gdyby dramat psychologiczny nie zamienił się w zwykły erotyk… początek filmu tak, końcówka niestety nie…. ale jak wiadomo to koniec decyduje o naszym ogólnym wrażeniu… tak więc muszę z przykrością stwierdzić, że film nie wniósł niczego w moje życie i właściwie nie musiałam go oglądać.

OSADA - reż. M. Night Shyamalan (2004)

osada.jpg

Wiedziałam, że ten film nie należy do gatunku dobrych, znałam też mniej więcej zakończenie, a jednak go obejrzałam. Dlaczego? Bo chciałam wiedzieć dlaczego ten film jest kiepski… i już wiem. Po prostu nie można niczego robić na siłę. Obsada ok, osada ok, pomysł też całkiem niezły… ale czy scenarzysta i reżyser w jednym myśli, że widzowie są niczym postaci mieszkające w owej osadzie? Tacy bezmyślni i naiwni? Nie są, dlatego film nie zebrał dobrych recenzji, a ja dołączam się do grupy niezadowolonych z realizacji. Bo jeśli to ma być thriller… to chyba jest to wersja dla dzieci i nawet  Czerwony Kapturek jest o wiele bardziej przerażający niż film zwany Osada.

JAMES BOND - CASINO ROYALE - reż. Martin Campbell (2006)

casino_royale.jpg

Po smętnych filmach jakie w siebie wrzuciłam, w końcu przyszedł czas na coś naprawdę porządnego, a przynajmniej jest to coś co naprawdę lubię: Porządna akcja. I taki jest właśnie James Bond. Tym razem z nową twarzą - Danielem Craigiem jako tytułową postacią. Muszę przyznać, że nie bardzo wiedziałam co myśleć, po tym jak zmienili mojego ulubionego Bonda, czyli Pierce’a Brosnana na Craiga. Ale moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, po tym co zaserwował nowy Bond w swoim filmie. W końcu się pobrudził i pokiereszował, nie “męczył” tylu kobiet i był po prostu prawdziwy, chociaż nadal niesamowity. Już wiem, że nieważne jak wygląda Bond, ważne, że ciągle ma siłę do pokonywania nowych trudności, ratowania świata i jej królewskiej mości oraz, że jest coraz młodszy… Brawa dla nowego Bonda…

ŁUK - reż. Ki-duk Kim (2005)

luk.jpg

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zasugerowałam się tytułem, który sprawił, że pomyślałam iż jest to kino w stylu Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka. I znów kolejne rozczarowanie… naprawdę. Początek jak w poprzednich filmach niezły… takie kino bardzo relaksujące… później jest już tylko gorzej. Porwania, oszustwa, nagabywanie… czyli z cyklu nie mam ochoty oglądać filmów o ”niby miłości” pomiędzy dwojgiem ludzi… a tak naprawdę starego faceta i młodziutkiej, niepełnoletniej dziewczyny, której od 10 lat poszukują rodzice. Nie wierzę w tę historię ani trochę, szczególnie, że dziewczyna nie była na lądzie od 10 lat, a w dodatku zakochuje się w przystojnym i młodym (podkreślam młodym) synu wędkarza. Film o syndromie sztokholmskim… dla mnie po prostu niesmaczny.

CAPITAN CORELLI - reż. John Madden (2001)

kapitamn.jpg

Do obejrzenia tego filmu nie spieszyło mi się za bardzo. I chociaż lubię Penelope Cruz, to nie przepadam za grą aktorską Nicolasa Cage’a. Oczywiście do czasu, gdy nie zorientowałam się, że w tym filmie gra mój ulubiony aktor: Christian Bale. I właściwie dla niego zobaczyłam tę ckliwą opowieść z pięknymi, greckimi widokami. Film typowo kobiecy i ogląda się go w sumie przyjemnie (jeśli jest się kobietą, mężczyźni jakoś nie przepadają za romansami, nawet osadzonymi w czasach II Wojny Światowej). Plenery, muzyka, aktorzy, wszystko jak najbardziej ok. Denerwowało mnie jednak to, iż każda z postaci, mówiąc po angielsku używała akcentu swojej narodowości. Dziwnie to brzmiało i już naprawdę wolę słuchać angielskiego i tylko wyobrażać sobie, że postaci mówią swoim językiem. Film ogólnie ok… ale bez zachwytów.

BUTELKI ZWROTNE - reż. Jan Svěrák (2007)

butellki.jpg

Czesi potrafią kręcić filmy obyczajowe. Wychodzi im to po prostu znakomicie. Czasem się zastanawiam, dlaczego w Polsce nie można nakręcić takiego filmu, jak np. Butelki Zwrotne. Być może nie ta mentalność i nie te tradycje, jednak wydaje mi się, że życie u naszych południowych sąsiadów i u nas toczy się w podobnym rytmie. Butelki Zwrotne to bardzo prawdziwa opowieść o życiowych rozterkach, podana w lekkostrawnym sosie komediowym. Zabawny film, ale nie korzystający z pomocy wyświechtanych gagów. Film, który polecam szczególnie… jeden z najlepszych jaki obejrzałam w tym tygodniu i w dodatku udało mi się wyskoczyć na niego do kina. Prosta historia całkiem młodego reżyseria i jego ojca scenarzysty, a zarazem pierwszoplanowego aktora… świetne dialogi, aktorzy i piękna Praga. Polecam!

25 GODZINA - reż. Spike Lee (2002)

edward.jpg

Po obejrzeniu mniej więcej 3/4 filmu nagle okazało się, że już go widziałam. Nie wiem jak mogłam zapomnieć, w końcu film jest naprawdę niezły. Przede wszystkim świetne aktorstwo i reżyseria. Spokojnie, bez zbędnych nerwów opowiedziana historia młodego człowieka spędzającego swój ostatni dzień na wolności… Najlepsza scena, to oczywiście ta przed lustrem… zatem pieprzyć tych, którym ten film się nie podoba… (przynajmniej tak bohater, grany przez Nortona wypowiedział by się na ten temat… ) Polecam!

Dodaj komentarz »