iPhone 3G - mój nowy telefon

No i stało się… podążyłam za masami, za modą, za tłumem chętnych i spragnionych kolejnego produktu firmy z jabłkiem w logo. No cóż - tak naprawdę nie wiem jak to się stało, gdyż nigdy fanką marki Apple nie byłam. Nie marzył mi się ani laptop ani tym bardziej iPod, który wydawał mi się niezbyt przyjaznym urządzeniem. Zawsze wybierałam inne marki, mniej znane, ale jednak równie dobre lub nawet lepsze. Tym razem jednak rynek telekomunikacyjny dosłownie wymusił na mnie kupno iPhone’a. Brzmi to dość dziwnie, ale uważam, że tak właśnie było. Polska Telefonia Cyfrowa - Era, która z której usług korzystam już od kilku lat, nagle 2 miesiące przed zakończeniem kolejnej już umowy, przypomniała sobie o mnie i mojej firmie. Zmiany na rynku stały się widoczne - teraz każdy operator musi walczyć nie tylko o nowego klienta, ale przede wszystkim o swojego stałego użytkownika. W końcu w Polsce ilość komórek na mieszkańców  przekracza już 100%. Jest więc się o kogo bić - bo stracić klienta jest naprawdę łatwo. Zatem dwa miesiące przed zakończeniem umowy byłam wręcz obdzwaniana i męczona o podpisanie nowego dokumentu. Trochę mnie to denerwowało, szczególnie, że co rusz oferowano mi niezbyt ciekawe aparaty telefoniczne. Żaden z nich nie spełniał moich wymagań, które od czasu mojego pierwszego telefonu, nieco wzrosły.

iphone_3.jpg

W końcu, zupełnie przypadkiem dowiedziałam się, że Era ma wprowadzić do swojej oferty znany już na całym świecie  telefon iPhone 3G. Stwierdziłam - czemu nie, poczytam, dowiem się, obejrzę, zastanowię się… i jak się okazało, kilka dni później umowa została sporządzona, ja zaś miałam tylko czekać na nowiutkiego iPhonika. I właśnie dziś  kurier dostarczył mi do mieszkania pięknie opakowany iPhone. Czarne eleganckie pudełko kryło w sobie równie elegancki aparat telefoniczny. Podpisałam odbiór i…zaczęły się schody.

iphone.jpg

Należę do osób, które z techniką radzą sobie całkiem nieźle  i właściwie nigdy nie miałam większych problemów z posługiwaniem się nowym sprzętem. Tym razem jednak problem stanowiło dla mnie odnalezienie w iPhonie miejsca na kartę SIM. Niestety nie zauważyłam małego kluczyka dołączonego do telefonu, który jednym ruchem otwiera ów schowek na kartę. W końcu się jednak udało. Kolejnym etapem zmagań z nowym telefonem było zsynchronizowanie go z programem iTunes. Niestety moim zdaniem ów program jest nieco przekombinowany i naprawdę nie wiadomo co, gdzie, jak i dlaczego. (chociaż daję słowo, z programami sobie radzę) Dlatego też uważam, że firma Apple nie zawsze wychodzi użytkownikowi na przeciw i nieco utrudnia mu życie, takimi właśnie małymi drobnostkami.

iphone3g.jpg

Po zainstalowaniu wszystkiego i pierwszych kłopotach, które na szczęście szybko minęły, rozpoczęłam eksplorację nowego telefonu. Import kontaktów z karty SIM okazał się łatwy - gorzej niestety z posługiwaniem się dotykową klawiaturą, która jest nieco za mała. Zanim nauczę się nią szybko posługiwać bez dotykania liter ułożonych obok tej którą mam ochotę wybrać, może minąć trochę czasu. Myślę jednak, że wkrótce nie będzie z tym żadnych problemów. Kontakty w telefonie niestety musiałam poprzerabiać i pozmieniać im nazwy, ale to akurat było całkiem przyjemne, pomijając ból dłoni, jaki się pojawił po dwóch godzinach obcowania ze sprzętem. System kontaktów jest dość rozbudowany, dzięki czemu możemy zebrać całkiem sporo przydatnych informacji na temat naszych znajomych. Największą jednak przyjemność sprawiło mi wyszukiwanie zdjęć (z czego większość z portalu nasza-klasa.pl) i wstawianie ich obok kontaktów. Dzięki temu szybko rozpoznam dzwoniącego i w razie czego nie odbiorę (chociaż w innych telefonach coś takiego również istnieje, to jednak na iPhonie ekran jest większy, a zdjęcia naprawdę świetnie się prezentują)

iphone_3g.jpg

Telefon ma tak dużo funkcji i ciekawych możliwości, że nie sądzę bym w te kilka godzin naprawdę go poznała. Oto kilka zalet, którymi iPhone mnie zauroczył. Napiszę też co nieco o wadach - bo jednak każdy sprzęt jakieś wady ma.

Zalety:

  • elegancka obudowa z dużym 3,5 calowym ekranem
  • system obracania się obrazu podczas zmiany położenia iPhone’a. Przydatny podczas oglądania zdjęć
  • Dotykowy ekran z systemem Multi - Touch - naprawdę świetna sprawa
  • wysoka rozdzielczość
  • aparat robi całkiem niezłe zdjęcia, jak na tego typu urządzenie - zdjęcia dobrze wyglądają na wyświetlaczu
  • dobre łącze Wi-Fi - szybko połączyłam się z internetem
  • wbudowany głośnik dobrze działa
  • świetnie wymyślony sposób na smsy - w formie chmurek, jak z komiksu
  • łatwe wyszukiwanie kontaktów i edycja
  • całkiem nieźle prezentujący się kalendarz, jeszcze nie używany przeze mnie
  • możliwość szybkiego sprawdzenia pogody na kilka dni, dzięki ikonce
  • Zegary  świata - coś dla podróżujących i mających rodzinę za granicą
  • szybkie wejście w kalkulator - przydatny gadżet na zakupach
  • prosty notatnik
  • łatwy sposób ustawiania funkcji telefonu, bardzo intuicyjny
  • iTunes - można sobie posłuchać nowości (przynajmniej minutę i kupić kilka piosenek lub płyt)
  • AppStore - całkiem sporo gratisowych aplikacji i tych w rozsądnym przedziale cenowym
  • Zdjęcia - doskonały aparat do przeglądania galerii
  • You Tube - prosty w obsłudze, dzięki czemu bez problemów można korzystać z jego możliwości
  • Mapy - czyli GPS - działa, pod warunkiem, że jesteśmy podłączeni do internetu
  • Wysyłanie maili, dzwonienie i komunikacja - wszystko sprawdź się świetnie
  • Przeglądarka Safari - lekka, prosta w obsłudze i naprawdę przyjemna
  • iPod - ciężko coś na początku wgrać, ale potem jest już tylko lepiej

Wady - z usprawiedliwieniem:

  • wielkość - w porównaniu z moim poprzednim telefonem - Sony Ericsson K510i, to naprawdę ogromny telefon. Jednak coś za coś
  • Waga - trochę ciężkawy
  • Brudząca się obudowa - odciski palców na szybce i tylnej części - lecz to samo miałam w każdym innym telefonie
  • Czasem niektóre rozwiązania mógłby by być prostsze
  • Podobno nie ma możliwości wysyłania MMS-ów, nie sprawdzałam, chociaż w życiu puściłam chyba z 6 informacji obrazkowych
  • Przez ekran dotykowy, czasem może coś się niechcący włączyć
  • Aparat bez możliwości kręcenia filmów (podobno można jednak to zmienić)
  • Brak Video rozmów (tak jakbym codziennie takie wykonywała swoim poprzednim telefonem)
  • Kłopotliwy, jak dla mnie, program iTunes
  • Wciągający - tak to wada - w życiu nie spędziłam tyle czasu z telefonem
  • i pewnie coś by się jeszcze znalazło, jednak nie będę wyszukiwać na siłę - w końcu mam ten telefon od kilku godzin i jak na razie dopiero się go uczę.

iphoneg.jpg
Podsumowując - telefon z mnóstwem możliwości, który pomimo iż ma wiele świetnych funkcji, mógłby być jeszcze lepszy. Ale moim zdaniem, to jak z biciem rekordu Olimpijskiego - poprzeczki nie podnosi się za wysoko - w końcu za kolejne 4 lata, też trzeba jakiś rekord pobić. Byle być przed konkurencją. I iPod jest przed konkurencją - przynajmniej w kwestii marketingowej. W życiu nie widziałam, żeby organizowano imprezy z okazji wprowadzenia nowego modelu do sprzedaży. Panie, Panowie - w końcu to tylko telefon. Za parę lat okaże się nieprzydatnym złomem, gdyż kolejne wersje przebiją wszystko co do tej pory widzieliśmy. Ja jednak z iPhone’a póki co, jestem zadowolona, chociaż nigdy nie sądziłam, że stanę się właścicielką jednego z telefonów firmy Apple. Jak będzie się nowy model sprawował, to zobaczymy w tzw. praniu i po chociażby miesiącu użytkowania. Mam nadzieję, że nie będę miała ochoty go wymienić na inny. A, że nie wszystkim wszystko pasuje, to trudno… nie da się dogodzić każdemu.

Dodaj komentarz »

Podsumowanie filmowe

Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, a może nawet ochoty na oglądanie filmów, jednakże kilka się uzbierało i teraz właśnie podzielę się swoją na ich temat opinią. Ponieważ oglądam wszystko (może z wyjątkiem horrorów za którymi nie przepadam), to w tym zestawieniu znajdą się naprawdę różne obrazy. Zapraszam

TRANSFER - reż. Gavin Hood (2007)

transfer.jpg

Jeden z lepszych filmów jakie ostatnio widziałam. Transfer to opowieść o tym, jak można zniknąć bez śladu i zostawić rodzinę w niewiedzy. I że czasem warto płacić kartą na pokładzie samolotu.  Film o tym jak nienawiść niszczy ludzkie życie, jak pomówienie czy jeden fałszywy telefon może odmienić Twój los. Film o walce o swoje szczęście ze znanymi gwiazdami w rolach głównych. Nie ma się co dziwić, że po takim filmie Jake Gyllenhaal zechciał być z Reese Witherspoon (chociaż tak naprawdę nie spotkali się w żadnej ze scen) Zasadnicza Meryl Streep na dokładkę. Szkoda tylko, że w filmie nie było tylu emocji, na jakie zasługiwał.

CHYBA KOCHAM SWOJĄ ŻONĘ - reż.  Chris Rock (2007)

chyba_kocham_swoja_zone.jpg

Nie ma co się rozpisywać nad filmem, który mógłbyć dobry, jednak nie jest. Dlaczego? Przede wszystkim najbardziej w tym obrazie drażniła mnie rola Chrisa Rocka, który również reżyserował ten film. Nie dość, że nie był dobrym lektorem, to w dodatku grał jak tekturowa makieta. Nic nie dało postawienie obok niego niebrzydkich przecież kobiet - makietą tekturową pozostał.W dodatku w ogóle nie dziwiłam się głównemu bohaterowi, że nagle widział niemalże nagie kobiety na ulicach, skoro żona otwarcie odmawiała “obowiązku małżeńskiego”. Boląca głowa żony bohatera, która uważała seks za coś niegodnego i odsunęła od siebie ukochanego, by zająć się dziećmi - naprawdę, można ześwirować. Film miał potencjał - ale prawdopodobnie zanim Chris Rock wraz z przyjaciele  zabrali się za pisanie scenariusza.

HANCOCK - reż. Peter Berg (2008)

hancock.jpg

Początek świetny - koniec… no cóż, widać, że scenarzyści w Hollywood strajkowali. Film wygląda jakby podzielony był na dwie części - tę dramatyczną, miłą do oglądania i tę komiczną - zupełnie niezjadliwą. Jednak trzeba przyznać - Will Smith ma w sobie coś - nieważne kim jest - zawsze świetnie się prezentuje - nawet gdy jest  pijanym superbohaterem wbijającym się w asfalt. Hancock mógłby być postacią wielowymiarową, gdyby ktoś popracował nad postacią. Uważam, że nadużywanie alkoholu tylko dlatego, że nie ma się pojęcia kim się jest, to chyba lekka przesada. Brakowało temu filmowi czegoś, co zmieniłoby go chociażby w super widowisko. Kilka gwiazdek za Willa i efekty specjalne.

NAJPIERW STRZELAJ POTEM ZWIEDZAJ - reż. Martin McDonagh (2008)

najpierw_strzelaj_potem_zwiedzaj.jpg

Naprawdę udany film - nietypowy czarny humor z miastem w tle, o którym nikt nie wspomina, iż jest godnym zwiedzenia. Brugia, czyli flamandzka Wenecja świetnie się prezentuje w obiektywie i naprawdę dała z siebie wiele, by ten film zyskał na wartości. Dwóch zabójców z dylematami, rozprawiający o życiu - to trzeba koniecznie obejrzeć. Nie zapominajmy o świetnych rolach pierwszo- i drugoplanowych. Jak dla mnie - wystrzałowy…

A WŁAŚNIE, ŻE TAK! - reż. Michael Lehmann (2007)

a_wlasnie_ze_tak.jpg

A właśnie, że tak - polski tytuł mówi wiele… Komedia romantyczna dla wielbicieli gatunku. Matka trzech córek pragnie wydać za mąż najmłodszą ze swych pociech. Tak jakby wychodzenie za mąż, było jedyną możliwością i celem samym w sobie.  Dziwna rola Diane Keaton, która za wszelką cenę chce znaleźć adoratora dla swojej niebrzydkiej córki. Jak się okazuje wybiera źle, bo córeczka i tak ma swoje zdanie… Kto by pojął kobiecą naturę - scenarzystki, które stworzyły tę dziwaczną historię na pewno jej nie znają do końca.

KOCHANICE KRÓLA - reż. Justin Chadwick (2008)

kochanice_krola.jpg

Film kostiumowy ze świetnymi aktorami w rolach głównych. Znana historia angielskiego króla, któremu kochanki nie wystarczały, a jak już wystarczały, to należało ich się pozbyć w odpowiedni, często nieprzyjemny sposób. Zmysłowa, ale niepewna siebie Scarlett Johansson oraz ambitna i seksowna Natalie Portman - obie straciły ukochanego króla, jedna wydała na świat najpotężniejszą królową, a druga stanęła na ślubnym kobiercu, by następnie utracić swe życie… Która z nich? Przekonaj się oglądając ten całkiem niezły film.

PIOTRUŚ I WILK - reż. Suzie Templeton (2006)

piotrus_i_wilk.jpg

Nagrodzony Oscarem Piotruś i Wilk to półgodzinna opowieść o poszukiwaniu wolności i konfrontacji ze złem. Świetna animacja lalkowa pokazuje, jak bez użycia komputera stworzyć opowieść, która będzie zapierać dech w piersiach, nie posiadając żadnych efektów specjalnych. Historia osieroconego chłopca, mieszkającego z dziadkiem, dla którego zewnętrzny świat to zagadka, którą trzeba rozwiązać, a niebezpieczeństwa czyhające na zewnątrz, to po prostu element naszego życia. Polecam.

CO SŁYCHAĆ KOTECZKU - reż. Clive Donner (1965)

co_slychac_koteczki.jpg

Nie dziwię się Wood’emu Allenowi, że właśnie po tym filmie, postanowił zająć się reżyserią własnych scenariuszy. W końcu tylko scenarzysta tak naprawdę wie, o co chodzi w jego opowieści. Co słychać koteczku miał potencjał, był zabawny, miał odpowiednie momenty, jednak bez ręki mistrza po prostu nie dawał sobie rady. Plątał się i mieszał, no i brakowało odpowiednich napisów, świadczących o tym, że to dzieło mistrza. Dzieło, tylko na papierze niestety. Film warto obejrzeć dla ślicznej Romy Schneider, przystojnego Petera O’Toole i swojskiego Woodego Allena.

Dodaj komentarz »

G. G. Marquez - Na fałszywych papierach w Chile

Po książkę Gabriela Garcii Marqueza sięgnęłam po raz pierwszy na moim urlopie w Niemczech. Leżała schowana wśród innych, ale pomimo koloru bardzo się wyróżniała i zachęcała do ściągnięcia z półki. Ponadto była dość cienka, dzięki czemu nadawała się na krótki urlop.

na_falszywych_papierach_w_chile.jpg

Nie wiem czy to wstyd, ale “Na fałszywych papierach w Chile” to pierwsza książka jaką przeczytałam tego autora. Wprawdzie jego inne powieści są nieco bardziej znane niż ten reportaż z Chile, jednakże cieszę się, że to właśnie ta książka była moją pierwszą. Pomimo dość ciężkiego tematu, czytało mi się ją naprawdę lekko. Pióro Marqueza świetnie oddaje sytuacje i nastroje, poza tym ów reportaż napisany był w dość lekkim tonie, bez moralizatorstwa i zbyt drastycznych opisów. Książka była mi bliska, gdyż pomimo iż zdarzenia mają miejsce w dość odległym od Polski kraju, to jednak czułam pewną więź z uciskanymi przez dyktaturę chilijczykami. Takie historię działają na moją wyobraźnię, gdyż jestem dzieckiem stanu wojennego i jeszcze mimo wszystko nieco pamiętam… Historia wyganego ze swojej ojczyzny reżysera, który po latach wraca, by przez 6 tygodni w przebraniu filmować Chilijską rzeczywistość, to przejmująca opowieść o utracie swojego miejsca, ukochanego kraju i najbliższych. Książka ukazuje losy ucięmiężonych ludzi, którzy jednak nie poddają się i ciągle walczą o swój kraj, choćby z daleka. Piękna i wzruszająca. Polecam!

Dodaj komentarz »