Film - mój magazyn od 1995 roku

Pamiętam ten dzień jak dziś… Był dość spokojny początek marca 1995 roku. Miałam wtedy zaledwie 14 lat i poszukiwałam swego miejsca w świecie, a przynajmniej jakiegoś hobby, które zapełniłoby mi czas po szkole. Postanowiłam czytać jakieś branżowe czasopismo. Rozmyślałam długo - czy np. zdecydować się na jakieś pismo motoryzacyjne? W końcu nie wiedząc co mnie zainteresuje, dałam sobie spokój z wyszukiwaniem odpowiedniej dla mnie gazety. I wtedy to się stało, marcowe popołudnie, zwyczajne i niewyróżniające się niczym szczególnym. Jednak tego dnia odkryłam swoją nową pasję - FILM. Właściwie od dawna interesowałam się kinem, filmem i produkcją telewizyjną, ale to właśnie tego dnia, w małym sklepie niedaleko domu odkryłam czasopismo - Film. Niezwykły miesięcznik, który od tego dnia zaczęłam regularnie kupować. Trwa to już 13 lat i nie opuściłam żadnego numeru…

film2.jpg

Dzięki temu iż czytałam Film od deski do deski byłam wśród koleżanek ekspertem od kinowych nowości czy najnowszych kaset video w wypożyczalniach. Wiedziałam kto w jakim filmie gra, kto zdobył Oscara (to akurat dzięki corocznemu oglądaniu transmisji z Oscarów na żywo), kto reżyseruje i czy warto iść na dany film. Wraz z rozwojem internetu, brakiem czasu właściwie przestałam być ekspertem w tej dziedzinie, ale czasy, gdy koleżanki pytały na co mają iść do kina pamiętam do dziś.

film3.jpg

Film - dobrze nakręcony magazyn przechodził wiele transformacji. Od formatu, poprzez logo, skończywszy na wymianie redaktora naczelnego. Moim ulubionym redaktorem był Lech Kurpiewski. Pismo wtedy miało naprawdę wysoki poziom. Po zmianie wydawnictwa, zmieniały się nazwiska redaktorów. Prawie rezygnowałam z zakupu pisma, gdy pojawili się w nim dwaj nowi redaktorzy naczelni, dla których ważniejsze były Mistrzostwa w Piłce Nożnej (nie mam nic do piłki, ale chyba praca w takim magazynie wymaga skoncentrowania się na filmie, nie zaś na piłce nożnej) i którzy praktycznie nie zrobili dla pisma nic dobrego, a powiedziałabym nawet gorzej. Na szczęście dla wszystkich Filmomaniaków pismo pomimo różnych zmian kadrowych i przejść nadal jest wydawane. Pojawiają się w nim nawet od czasu do czasu ciekawe dodatki w postaci książek filmowych lub płyt DVD z bardziej ambitnymi filmami.

film.jpg

Pierwszy numer Filmu, który kupiłam kosztował 3 zł i 20 gr (lub 3 dolary), a na okładce pojawiła się jeszcze młoda Demi Moore. Był to też czas naprawdę bardzo dobrych filmów.

Moje ulubione czasopismo - Film będę z pewnością nadal kupować, chociaż wszystkie dotychczasowe numery zajmują już naprawdę sporo miejsca.

Polecam ten magazyn wszystkim, którzy interesują się filmem i chcą uzyskać rzetelną wiedzę na ten temat. Czytaj FILM - dobrze nakręcony magazyn

1 komentarz »

Żelki - słodycze doskonałe

Żelki - to słodycze, które po prostu uwielbiam. Znajdują się w pierwszej 10 moich ulubionych smakołyków. Zły nastrój? - żelki, długa, męcząca praca? - żelki, spacer po mieście? - żelki. Żelki, żelki, żelki…

haribo.jpg

Uwielbiam żelki Haribo. Jest to firma, która stworzyła doskonałe proporcje i każdy ich produkt jest niesamowity. Ostatnio miałam okazję wypróbować jeden z nowszych produktów o nazwie Weinland. Jak zapewnia producent, żelki te powstały z myślą o wielbicielach słodyczy, którzy wciąż poszukują nowych smaków (czyli o mnie?). Jest to dość innowacyjny produkt - czyli żelki z dodatkiem wina. Oprócz winnego smaku i wspaniałych kolorów, słodycze te mają również inne zalety: nie zawierają tłuszczu i są niskokaloryczne (czyż to nie wspaniale?)

zelki_ha.jpg

Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i chwilę po tym jak otworzyłam paczkę z owymi żelkami, już ich praktycznie nie było. Cóż mogę powiedzieć - doskonały smak, piękny aromat i odpowiednia gęstość, czyli to co licencjonowane czarownice lubią najbardziej. Zapraszam wszystkie firmy produkujące żelki do wysyłania próbek (lub całych paczek) do mnie w celu ich przetestowania. Gwarantowany opis i recenzja produktu (produktów).

Dodaj komentarz »

Filharmonia Sudecka - Karnawał w Filharmonii

Pierwszy dzień lutego, ale również koniec karnawału postanowiłam wraz z bratem spędzić w Filharmonii. Na tę okazję (końca karnawału, nie naszego przybycia oczywiście) pojawił się nieco inny repertuar niż dotychczas. Właściwie był to pierwszy raz kiedy w filharmonii zagrał zespół Summer Band. Lekka i przyjemna muzyka, gdzie można było posłuchać m.in. takich utworów jak: Let it snow, Ada, to nie wypada, Moonlight serenade, Quantanamera, Sway, It’s only paper moon czy Let’s twist again.

summer_band.jpg

Sam koncert trwał około godziny, by po tym czasie artyści przenieśli się do Foyer, by uczestnicy mogli odrobinę potańczyć i skorzystać z poczęstunku. Tańce nie trwały zbyt długo, jakoś publiczność się do tego nie rwała. Koncert mi się podobał, jednak osobiście wolę w filharmonii słuchać koncertów symfonicznych i  utworów napisanych na całą orkiestrę.

Dodaj komentarz »