Opublikowane 1 marca 2008, godz. 13:38
Pisanie bloga może naprawdę przynieść korzyści i dopomóc w karierze. Przekonała się o tym niejedna osoba pisząca na temat swoich upodobań, hobby i zainteresowań, a także na temat własnego życia. Przekonałam się i ja, że można żyć z pisania, zostać docenionym i zauważonym.
Niedawno udzieliłam krótkiego wywiadu dla magazynu “Eurostudent”, na podstawie którego został napisany artykuł o blogowaniu i współczesnym podejściu pracodawców do profesjonalnych blogerów. Moje wypowiedzi znalazły się wśród informacji od innych, znanych w ”blogowym światku” piszących. I chociaż każdy z nas reprezentuje inny styl pisania, ma inne upodobania i pisze na odmienne tematy - łączy nas jedno - robimy to co lubimy i zyskaliśmy wiele, dzięki prowadzeniu blogów. Dziękuję autorce artykułu za dostrzeżenie mojej pracy i życzę jej sukcesów w karierze dziennikarskiej. Zachęcam do przeczytania artykułu: Przez bloga do kariery.
Opublikowane 28 lutego 2008, godz. 19:58
Luty miesiącem kinowych szaleństw z pewnością nie był, ale pobiłam rekord stycznia i udało mi się zobaczyć aż jeden film na wielkim ekranie. To mój prawdziwy sukces, być może w marcu pobije ten rekord lub też - możliwe że wcale nie. W sumie w tym kończącym się miesiącu obejrzałam 15 filmów, czyli można policzyć, że mniej więcej co drugi dzień udało mi się wciągnąć w jakąś fascynującą historię. Oprócz starszych dzieł, udało mi się zobaczyć kilka nowości mających swe premiery w 2007 roku. Na szczęście filmy w wypożyczalniach dość szybko pojawiają się po kinowych premierach, tak więc nie trzeba płakać, że nie zdążyło sie czegoś w porę zobaczyć.
ARSENE LUPIN - reż. Jean-Paul Salomé (2004)
Romain Duris to młody, zdolny, francuski aktor. Nie inaczej jest z Kristin Scott Thomas, która również jest doskonałą aktorką, potrafiącą wcielić się w różne postaci (jak dla mnie jest nieco za chłodna) Oboje zagrali w filmie Arsene Lupin parę kochanków… zatem co mogę powiedzieć o tym właśnie filmie… oprócz tego, że lubię filmy kostiumowe i że oglądało się go z napięciem? … chyba nic ponadto.
ENIGMA - reż. Michael Apted (2001)
Enigma - wiadomo kto ja rozszyfrował - Polacy. No i tu zaczyna się problem filmu wyreżyserowanego przez Michael’a Apted’a - obraz nie został bowiem nakręcony w zgodzie z prawdą historyczną. No, ale o Polakach nigdy w kinie nie mówiło się zbyt dobrze, a przynajmniej bardzo rzadko. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, film został nakręcony, kilka chwil kontrowersji i po bólu. Obejrzałam ten film tylko ze względu na Kate Winslet, gdyż towarzyszący jej Dougray Scott gra, tak jak wygląda… beznamiętnie.
RATATUJ - reż. Brad Bird (2007)
Bardzo dobre wykonanie, ciekawa historia i oczywiście obowiązkowy morał na zakończenie, gdyż filmy ze stajni Disneya nie mogą się bez porządnego morału obejść. Nic w tym złego, bo przecież film adresowany jest bardziej do dzieci, które muszą dostawać dawkę pozytywnych wzorców, aby nie wyrosły na degeneratów. Miło się oglądało (od 6 rano, żeby było zabawniej), bo film jest naprawdę sympatyczny. Bez wysmakowanych żartów, ale za to ze wspaniałą kuchnią, po której miałam ochotę natychmiast coś ugotować, a przynajmniej zjeść.
KŁOPOTY NA ZAMÓWIENIE - reż. David Anspaugh (2002)
Mariah Carey w roli aktorki nie wszystkim przypadła do gustu. Mi nie przeszkadza. Główna bohaterka - Mira Sorvino nie grywa też w superprodukcjach i nie jest jakąś mocno chwaloną aktorką. Film o włoskiej mafii, morderstwach i pięknych kobietach, które muszą sobie radzić w męskim świecie. I radzą sobie… Końcówka filmu jest nieco przesłodzona, ale warto obejrzeć coś co podniesie na duchu.
SIMPSONOWIE: WERSJA KINOWA - reż. David Silverman (2007)
Simpsonów nie trzeba nikomu przedstawiać. Niezbyt promowany ostatnimi czasy w Polskiej telewizji animowany serial jest już kultowym. Do tego kultu można dołączyć najnowsze dzieło producentów Simpsonów - bardzo zabawna, wzruszająca (?) i bardzo śmieszna (muszę się powtórzyć) historia z niecodzienną rodzinką. Simpsonowie: Wersja kinowa - chociaż obejrzana przeze mnie na ekranie telewizora, śmieszy tak samo, jak w ciemnym kinie.
OSTRZA CHWAŁY - reż. Josh Gordon, Will Speck (2007)
Mogę powiedzieć: I love Will Farrell. Ten człowiek ma wielki dystans do siebie i tego co robi. Wystarczy obejrzeć dodatki i wywiad jaki przeprowadzili ze sobą trzej główni aktorzy. Oglądając film Ostrza Chwały nie wolno zapomnieć o wyciętych scenach, gdyż tylko wtedy wyjaśni się relacja między głównymi bohaterami. Oryginalna muzyka, wspaniałe popisy kaskaderskie i lodowisko - czyli sportowa miłość mojego dzieciństwa (nieco niespełniona).
KROWY NA WYPASIE - reż. Steve Oedekerk (2006)
Dla tych, którzy chcą się pośmiać - Krowy na wypasie. Dawno już nie widziałam tak zabawnej i doskonale skonstruowanej historii rysunkowej. Niech nie zmyli was nieco bardziej komputerowa grafika i brak polskiego dubbingu - bajka jest po prostu doskonała. Reżyserii, na podstawie swojego scenariusza podjął się Steve Oedekerk, autor scenariuszy do takich filmów jak Bruce Wszechmogący, Kung Pow, Ace Ventura: Zew Natury czy Gruby i chudszy. Myślę, że pomimo jego dość oryginalnego i specyficznego poczucia humoru warto ten film obejrzeć.
HARRY POTTER I ZAKON FENIKSA - reż. David Yates (2007)
Harry Potter dorasta. To już piąta część przygód nastoletniego czarodzieja. Nie udało mi się zobaczyć tego filmu w kinie, ale w sumie nie żałuję. Czegoś w tej sfilmowanej historii brakowało… Jednak fanom książki i całej serii filmów nie powinno to przeszkadzać.
POKUTA - reż. Joe Wright (2007)
Film, na który udało mi sie w tym miesiącu wyjść do kina. Wspaniała, wzruszająca i pięknie sfilmowana historia miłosna na tle drugiej wojny światowej. Doskonałe aktorstwo James’a McAvoy, Keiry Knightley i Saoirse Ronan. (nic dziwnego, że trójka aktorów w nim grająca dostała nominacje do takich nagród jak Złote Globy czy Oskar) Film został okrzyknięty najlepszym filmem roku przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej i Brytyjską Akademię Sztuk Filmowych i Telewizyjnych, a to chyba jakaś rekomendacja jest. Muzyka z tego filmu również została doceniona zdobywając Złoty Glob i Oskara. Polecam.
PRZECZUCIE - reż. Mennan Yapo (2007)
Niektóre filmy oglądam tylko ze względu na aktorów w nim grających. Uwielbiam Sandrę Bullock, dlatego nie mogłam sobie odmówić obejrzenia filmu Przeczucie. (Byłam wcześniej bombardowana informacjami na temat tego filmu oglądając pewną telewizję) Muszę przyznać, że historia jest zaskakująca i wciągająca, dlatego z przyjemnością wysiedziałam do końca filmu.
ZAKOCHANA JANE - reż. Julian Jarrold (2007)
Słodki, romantyczny i przewidywalny… chociaż naprawdę uroczy. Zakochana Jane idealnie nadaje się na popołudniowy filmik do obiadu. Zero przemocy, brzydkich słów jak na lekarstwo (na chorobę na którą nie ma lekarstwa) i piękni aktorzy. Ah ten James McAvoy…
VOLVER - reż. Pedro Almodóvar (2006)
Wstyd się przyznać, ale to pierwszy film Almodovara jaki obejrzałam. I z pewnością rozpoczęłam oglądanie jego filmów w dobrym momencie. Volver mnie nie zawiódł - doskonałe kino z udziałem pięknych kobiet. Melodyjny hiszpański w tle, smutna historia opowiedziana w delikatny sposób i mnóstwo gatunków filmowych w jednym dziele. Nieco czarnej komedii, dramatu, opowieści z duchami i kryminału opowiedziane przez kobiety, których los nie oszczędza. Wspaniałe kreacje aktorskie zostały docenione i nagrodzone na festiwalu w Cannes.
MISS POTTER - reż. Chris Noonan (2006)
Miss Potter to podobnie jak Zakochana Jane, opowieść o pisarce pragnącej walczyć o swoje marzenia. Podobnie jak Jane Austen również historia Beatrix Potter dowodzi, że jeśli czegoś bardzo pragniemy, to nasze marzenia prędzej czy później się spełnią. Lekko opowiedziana historia (chociaż z tragedią w tle) pozytywnie nastraja, podobnie jak rysunki głównej bohaterki, które od wielu lat towarzyszą dzieciom na całym świecie.
ULTIMATUM BOURNE’A - reż. Paul Greengrass (2007)
Trzecia część, chociaż podobno wcale nie ostatnia, filmu o człowieku bez pamięci. Matt Damon jak zwykle doskonale się spisał przywracając wiarę w dobre kino akcji. Ultimatum Bourne’a rozwiązuje zagadkę głównego bohatera, ale również sprawia, że właściwie nie mamy dosyć jego przygód. Osobiście wolę pierwszą i drugą część tej historii, ale i trzecia to naprawdę dobry kawałek kina akcji.
MIŁOŚĆ I INNE NIESZCZĘŚCIA - reż. Alek Keshishian (2006)
To “dzieło” powinno się nazywać po prostu: “Ten film i inne nieszczęścia”. Jeśli to jest komedia romantyczna, to ja wypisuje się z listy osób, które lubią ten gatunek filmowy. Bardzo mi przykro - aktorzy na pewno się starali, scenarzysta i reżyser w jednym być może też, ale efekt jest po prostu niezadowalający. Czy pamiętacie film “Holiday”? Jedna z głównych bohaterek tej komedii romantycznej zajmowała się produkcją i montażem trailerów filmowych. Dlaczego o tym wspominam? Gdyż producentowi trailera do filmu Miłość i inne nieszczęścia należy pogratulować. Tylko on wykonał tak naprawdę dobrą robotę. Po obejrzeniu trailera miałam wielką ochotę zobaczyć ten film… i co? Okazało sie, że wszystkie śmieszne momenty (w końcu podobno to komedia) zostały zawarte właśnie w tym trailerze. Naprawdę zachęcający skrót, ale polecam zakończenie oglądania tego filmu właśnie na tej krótkiej, ale uroczej reklamówce.
Opublikowane 23 lutego 2008, godz. 21:52
Kocham słowa. Nie potrafię się bez nich obyć. Słowa bardziej do mnie przemawiają niż cokolwiek innego, może dlatego zajmuję się teraz tym czym się zajmuję. Słowa potrafią ranić, słowa potrafią wzruszyć… nawet jeśli wolimy oglądać czyny, wiedzieć, że ktoś coś dla nas robi, to jednak słowa chcemy słyszeć, wolimy się nie domyślać. Jeśli zobaczysz słowa - nie będzie już wątpliwości. Owszem - mogą przedstawiać nieprawdę, ale słowa mają większą moc niż nam się wydaje.
Postanowiłam samodzielnie zinterpretować kilka piosenek, których słowa do mnie przemawiają, po usłyszeniu których mam dreszcze, wzruszam się lub śmieję. Moje podejście do tematu: Co autor miał na myśli.
Na początek trochę feministyczne podejście do piosenki Christiny Aguilery z płyty Stripped, pt. Underappreciated. (Swoją drogą wspaniała artystka, bardzo dojrzała, o niesamowitym głosie)
“I remember when it all first began
We were tight right from the start
It wasn’t long before you came on strong
Trying hard to win my heart (trying to win it)
I played hard to get but I couldn’t help
But give up my heart in the end
You were thoughtful
Careful not to hurt the relationship
What happened to those days
When you used to be compassionate (compassionate)
Caring what I thought and said
So attentive, a gentleman
Now it’s hard to turn your head
Away from the TV set
Taking me for granted lately
And frankly it’s gotta quit
(I’m not taking this)
Ooh I feel underappreciated
Oh, now girls help me out
If you know what I’m talking about, I said
Ooh I’m feeling underappreciated
For all the time and effort
I have put in this commitment (woo!)
Let’s take it back again
To the very beginning
When our love was something new
Back when romance was important
Not just another thing to do (another thing to do)
I was feeling high on loves delight
Thought I’d never come back down
Now it seems that you and me
Have lost our solid ground
But after time I’ve realized
I seem to give more than I get (give more than I get)
Funny how things seem to change
After a few years commitment
Used to talk for hours on end
Of our dreams while we lay in bed
I miss those days when you stayed awake
Now you roll over and snore instead
(I’m tired of this shit)
Ooh I feel underappreciated
Now girls help me out
If you know what I’m talking about, I said
Ooh I’m feeling underappreciated
Ooh, for all the time and effort
I have put in this commitment
Ohh, yeah, uh
Yeah yeah yeah yeah
Ohh, ooh
I miss the nice massages
The long phone calls and the
Way you talked how it’d turn me on
Miss the bubble baths
Had the sweetest laughs
I’m needing those days back
Ooh I feel underappreciated
(Oh, yeah, ooh)
Now girls help me out
If you know what I’m talking about, I said
Ooh I’m feeling underappreciated
(Yeah, feeling)
For all the time and effort
I have put in this commitment, I feel
Ooh I feel underappreciated
(Ohh yeah, yeah)
If you feel me, sing it with me
Come on, help me out
Ooh I’m feeling underappreciated
(Yeah yeah yeah)
Oh ooh, oh ooh yeah”
Podobno związek przez cztery lata może być świeży i pełen radości, po tym czasie trzeba się nieźle napocić i napracować, żeby wszystko grało. No cóż, mam nawet w tym względzie pewne doświadczenie i pewnie będę się musiała zgodzić z tą teorią. Co jednak tak naprawdę chce przekazać w swojej piosence Christina? Myślę, że najzwyklejszą prawdę o związkach, może nie wszystkich, ale na pewno kilka takich związków się znajdzie.
Początek romansu - mężczyzna stara się o kobietę, jest miły, super się uśmiecha, pozwala kobiecie na niemalże wszystko, obsypuje ją prezentami, jest gentelmanem, dobrze się wysławia. Powoli zdobywa jej serce, ona się początkowo opiera (może tylko dla zasady), w końcu jednak ulega urokowi uwodziciela. Zaczyna się cudowna sielanka, podczas której zakochana para nie odrywa od siebie wzroku i nie tylko, oboje praktycznie nie dotykają ziemi, fruwają wśród obłoków, nie widzą nikogo poza sobą. To piękne zauroczenie trwa jakiś czas, postanawiają ze sobą zamieszkać, by sprawdzić się w roli przygotowującej ich do wspólnego życia. Kochają się mocno, biorą wspólne kąpiele, masaże, nie wychodzą praktycznie z domu tygodniami, nikt więcej do szczęścia nie jest im potrzebny… Trwa to kolejną chwilę… i zaczyna się prawdziwe życie. Po tych 4 (3, 4, 5 latach) nagle okazuje się, że nie wszystko już jest takie sielankowe. Znają się bardzo dobrze, widzieli się w wielu różnych sytuacjach, nadal są w sobie zakochani, ale coś zaczyna się psuć. I tu, w piosence nagle facet się odmienia. Przestaje szaleć za swoją ukochaną, bierze szybki prysznic, zapomina o masażach i czułych nocach, zasypia głośno chrapiąc (skąd nagle pojawiła się u niego ta przypadłość? Czy ukrywał przed nią, że chrapie?) Gdy do niego dzwoni i jak zwykle chce pogadać kilka godzin o zupełnych głupotach, bo za nim tęskni - on najzwyczajniej w świecie ma wtedy coś innego do roboty (czemu więc wcześniej wielogodzinne telefony i rozmowy o niczym mu nie przeszkadzały?) W końcu dziewczyna zaczyna sobie uświadamiać, że więcej z siebie daje niż otrzymuje i że kilka lat związku może go naprawdę odmienić. Gdzie się podziały te czasy, gdy mężczyzna jej słuchał? Gdy każde jej słowo było dla niego ważne? I dlaczego (do cholery - na pewno chciała użyć tego słowa) nie można oderwać go od telewizora (gier komputerowych, komputera, samochodu - niepotrzebne skreślić) Skończyły się nocne rozmowy (swoją drogą, powinni iść na film ” Nocne rozmowy”), rozpoczęła się samotność we dwoje. Dziewczyna zastanawia się czy nie zakończyć swojego długoletniego romansu, pyta inne dziewczyny, co ma zrobić ( w końcu i one mogły być w podobnej sytuacji i większość na pewno była) i marzy by piękne czasy ich miłości powróciły(kiedy namiętność, romans i uczucia nie były kolejną rzeczą do zrobienia)… ale czy to w ogóle możliwe?