Opublikowane 14 grudnia 2008, godz. 22:09
Ponieważ jestem spontaniczna, to bardzo łatwo mnie wyciągnąć z domu na jakieś mniej lub bardziej dalekie wyprawy… np. do Karpacza. Bardzo lubię górskie miejscowości, a Karpacz prezentuje się całkiem nieźle zimą. Oczywiście jeśli jest śnieg, którego niestety nie było zbyt wiele.
Do Karpacza pojechałam z kolegą, który początkowo nie powiedział mi gdzie się tak naprawdę udajemy. Lubię niespodzianki, więc nie oponowałam, a poza tym lubię czasem jak ktoś zadecyduje o tym co się będzie działo danego dnia. Droga do Karpacza była raczej spokojna i nie zatłoczona, zważywszy na to, iż narciarze jeszcze się nie pojawili na stokach i nie blokowali przejazdów.
W Karpaczu było potwornie zimno, dlatego nie dało się za bardzo zwiedzać i chodzić po górach, a poza tym bardzo wiało, co utrudniało poruszanie się. Jednakże kolega zabrał mnie nad mini wodospad i na skocznię, na której nigdyś nasz wspaniały skoczek Adam M. pobił rekord.
Później jeszcze chwila spacerkiem po Jeleniej Górze i powrót do domu… Chociaż krótka to była niedzielna wycieczka, jednakże bardzo przyjemna.
Opublikowane 25 października 2008, godz. 20:19
Jak trzeba coś spontanicznie zrobić - to jestem pierwsza, która godzi się na szybkie działanie. Tak było w przypadku wyjazdu do Warszawy, który był najszybszym spontanem w moim życiu. Nasza urocza stolica nie leży zbyt blisko mojego miasta, dlatego też nie była to decyzja łatwa… Koleżanka, która o godz. 20.00 (pozdrawiam Cię Aniu) zapytała, czy z nią pojadę autobusem do Wawy, który miał wyruszyć o 21.50, chyba nie spodziewała się, że jednak się zgodzę. A jednak…
Londyn w Warszawie… (reklama Top Shop)
Nie bywam zbyt często w stolicy, bo nie mam takiej potrzeby. Tak naprawdę była to dopiero (nie wiem czy to wstyd, czy nie) druga wizyta w tym mieście. 22 października, o całkiem wczesnej porze, czyli około 6 rano już zwiedzałam budzącą się do życia Warszawę… prawie przysypiając.
Kilka dni upłynęło mi na spacerach po mieście, zakupach dla siostry i szybkim zwiedzaniu. Niestety o tej porze roku żadne miasto nie prezentuje się zbyt imponująco, szczególnie ze względu na liczne korki oraz bardzo szare i pochmurne niebo.
Tak jak szybko przyjechałam do stolicy, tak z niej wyjechałam, zabierając ze sobą miłe wspomnienia ze spędzonego czasu z koleżanką i jej uroczym psem. Poza tym dowiedziałam się, że potrafię podejmować szybkie decyzje i lubię prawdziwy spontan. A Warszawę znów być może odwiedzę wiosną…
Opublikowane 28 września 2008, godz. 23:58
Opawa to niewielka wieś, leżąca przy granicy z Czechami, w województwie dolnośląskim, w gminie Lubawka, położona nad potokiem Opawa. Przepięknie usytuowana, zdawałoby się iż na końcu świata, z niesamowitymi krajobrazami i ścieżkami idealnymi do spacerów, górskich wędrówek, jazdy na rowerze, a zimą jazdy na nartach biegowych.
Szlak narciarstwa biegowego w okolicy Opawy to około 13 km tras o różnej skali trudności. Wszystkie bardzo dobrze oznaczone, a dzięki przejściu granicznemu Niedamirów – Horni Albeříce, istnieje również możliwość skorzystania z czeskich tras.
Jednakże 28 września 2008 wybraliśmy się na wycieczkę do Opawy w celu pochodzenia po górach, jak to zwykle bywa podczas naszych niedzielnych wypraw.
Pogoda dopisała, słońce wspaniale przygrzewało nasze ciała, a my spokojnym tempem przeszliśmy na czeską stronę, gdzie akurat odbywał się górski maraton rowerowy. Ponieważ jestem wielką fanką kolarstwa górskiego (zresztą czynnie uprawiającą ten sport) starałam się dopingować czeskich zawodników. Niestety, chyba nie bardzo wiedzieli o co mi chodzi, a przynajmniej część z nich.
Wędrówkę kontynuowaliśmy po czeskich szlakach i przepięknych terenach Grzebietu Lasockiego, położonego niedaleko przełęczy Okraj. Niestety, jak to czasem nieoczekiwanie bywa z pewnymi chorobami, dopadła mnie grypa… a właściwie dała o sobie znać właśnie podczas przemierzania szlaku… No cóż, ból mięśni i ogólne osłabienie, które pojawiło się ni stąd ni zowąd sprawiło, że ledwo udało mi się ukończyć wycieczkę i dojść do samochodu. A zapowiadało się tak przyjemnie…