Filmowe podsumowanie 3 tygodni marca

Filmy - kocham poznawać nowe historie, jednak miesiąc marzec, podobnie jak z książkami, nie obfitował w zbyt wiele tytułów, które udało mi się zobaczyć. Pierwszy tydzień opisany wcześniej wypadł całkiem nieźle, kolejne trzy nie były zbyt zachwycające. Ale nie ilość się liczy, a jakość… a ta jednak bywała różna. Nie ma co jednak narzekać, gdyż cieszę się, że w ogóle cokolwiek udało mi się obejrzeć. Oto podsumowanie tych trzech tygodni marca:

PURPUROWA RÓŻA Z KAIRU - reż. Woody Allen (1985)

purpurowa_roza_z_kairu.jpg

Woody Allen - to filmowy Midas… moim zdaniem, czegokolwiek się nie dotknie, zamienia w filmowe złoto. Nie każdy jest jego fanem, ale ja bardzo doceniam jego pracę, uwielbiam jego poczucie humoru i każdy film, bez wyjątku jest dla mnie arcydziełem. Nie inaczej było z filmem “Purpurowa Róża z Kairu”. W marcu po raz pierwszy zobaczyłam ten film i oczywiście jestem zachwycona. Kiedy już myślisz - to będzie jakaś zwykła historia bez polotu, bez akcji, jak większość obyczajówek, nagle dzieje się coś takiego…. Bum i film staje się niezwykły… i już wiesz, że Woody maczał w tym palce. Oczywiście polecam film.

SPOSÓB NA TEŚCIOWĄ - reż. Robert Luketic (2005)

sposob_na_tesciowa.jpg

Widziałam ten film po raz drugi. Po raz pierwszy widziałam go z moją “teściową”, po raz drugi z moją mamą i siostrą, czyli babski film bez angażowania męskiego testosteronu, który pewnie nie dałby rady wytrwać do końca. Bo film jest o walce pomiędzy dwiema pięknymi, choć różnymi wiekiem kobietami, walczącymi o swoje miejsce przy ukochanym mężczyźnie. Jennifer Lopez ma urodę i talent, Jane Fonda ma urodę i talent - mieszanka zatem wybuchowa. Do tego przystojny mężczyzna i sympatyczna komedyjka gotowa. Bo pięknych ludzi po prostu miło się ogląda. Czy film coś wnosi do naszego życia? Chyba niewiele… no może odrobinkę, taką tycią, chociaż zawsze to coś. Muszę stwierdzić, że oglądając go po raz drugi zrobił na mnie lepsze wrażenie niż za pierwszym razem…

OSTATNI SAMURAJ - reż. Edward Zwick (2003)

ostatni_samuraj.jpg

Tom Cruise - marzenie z dzieciństwa Katie Holmes (swoją drogą spełnione), znośny aktor, wieczny chłopiec skaczący po kanapie bez opamiętania u Oprah, uwodziciel i wyznawca scjentologii. Dużo by opowiadać, a wystarczy obejrzeć Ostatniego Samuraja, by zobaczyć inne oblicze tego popularnego aktora. Taki Cruise by mi się spodobał, ten prawdziwy - raczej mnie nie pociąga. Film całkiem, całkiem. Fajne sceny batalistyczne, zadziwiający honor samurajów i piękne krajobrazy. Można zerknąć.

ROMEO + JULIA - reż. Baz Luhrmann (1996)

romeo_i_julia.jpg

Kocham Williama Shakespeare’a - nic na to nie poradzę. Uwielbiam go… i właśnie dlatego, pewnego wieczora 1997 roku wybrałam się do kina na najnowszą wersję klasycznego dramatu Romeo i Julia. Pamiętam gdzie dokładnie siedziałam, jak wyglądało i pachniało kino, pamiętam, że było sporo osób… i pamiętam dokładnie film… Film Baza Luhrmanna zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że nie byłam w stanie obejrzeć go po raz drugi (tak mam z filmami, które robią na mnie bardzo, ale to bardzo duże wrażenie) Aż do teraz. Postanowiłam zobaczyć go po raz drugi… i nie wytrwałam do końca. Ten film nadal, chociaż minęło 12 lat od jego produkcji, robi na mnie potwornie dobre wrażenie, że po prostu nie jestem w stanie go obejrzeć. Być może to dziwne… ale cóż, tak już mam. Pomysł na wersję w stylu teledysku MTV w połączeniu z językiem Szekspira był strzałem w 10. Ten film to moim zdaniem arcydzieło - już nigdy nie widziałam czegoś podobnego. I wciąż jest aktualny. Polecam!

ŻYCIE I CAŁA RESZTA - reż. Woody Allen (2003)

zycie_i_cala_reszta.jpg

Mała sala kinowa w multipleksie… romantyczna atmosfera. Siedzę sobie z chłopakiem i oglądamy najnowszy film Woody’ego Allena… jest cudownie, aż do końca projekcji… a potem nachodzi mnie, żeby może rozstać się z chłopakiem? No tak, kino działa na mnie czasem w dość zaskakujący sposób. A już w szczególności Woody Allen. Film ten widziałam już kilka razy i ciągle mam ochotę po jego obejrzeniu rozstać się z chłopakiem. Myślicie, że to destrukcyjne kino? Raczej bardzo oczyszczające, bo do rozstania po obejrzeniu filmu jednak nie doszło… Woody Allen - to mój ulubiony reżyser i nic tego raczej nie zmieni… film jest doskonały… i mam nadzieję, że w ten sposób działa jedynie na mnie, bo inaczej byłby to jedyny materiał puszczany na salach rozwodowych, by przyspieszyć proces rozstawania.

JĘK CZARNEGO WĘŻA - reż. Craig Brewer (2006)

jek_czarnego_weza.jpg

Film Jęk Czarnego Węża obejrzałam ze względu na dwa nazwiska. Przede wszystkim uroczą, ale mocno odmienioną Christinę Ricci (w filmie blondynka o naprawdę seksownym ciele, w poprzednim filmie - Życie i cała reszta była normalną jeśli chodzi o budowę brunetką, która wiecznie chciała się odchudzać) i Justina Timberlake’a, którego koncert widziałam ostatnio w kinie. Poza tym świetny jak zawsze Samuel L. Jackson - tym razem jako muzyk bluesowy i farmer w jednym (oczywiście z własnymi problemami) Muszę przyznać, że film mi się spodobał i na pewno mogę go z powodzeniem polecić. Dodam jeszcze, że Christina w tym filmie bardzo mi przypominała inną aktorkę - Taryn Manning, znaną m.in ze Wzgórza Nadziei i zastanawiałam się, czy również Taryn potrafiłaby odegrać tę rolę w podobny sposób. Mam wrażenie, że dałaby sobie z tą postacią radę…

ZAKOCHANY PARYŻ - reż. 22 wybitnych reżyserów (2006)

zakochany_paryz.jpg

Pomimo iż tytuł sugeruje, że jest to typowy film dla kobiet —- to naprawdę, nic bardziej mylnego. To film po prostu dla wszystkich. Różne oblicza miłości, różne miejsca, chociaż wszystko dzieje się w Paryżu. 22 reżyserów podjęło się stworzenia etiud o miłości w Paryżu. Każdy z nich zrobił to w swój własny i niepowtarzalny sposób. Paryż jest tu miastem wszystkich barw i odcieni miłości. Najbardziej spodobały mi się krótkie filmy w reżyserii: Toma Tykwera, Alfonso Cuaron’a, Isabel Coixet, Waltera Sallesa i Olivera Schmitz’a. Wszyscy jednak spisali się bardzo dobrze, choć do niektórych nowelek można by się było przyczepić. Nie należy zapominać, że w filmie wzięły udział gwiazdy zarówno europejskiego jak i światowego kina. Polecam!

IMPERIUM SŁOŃCA - reż. - Steven Spielberg (1987)

imperium_slonca.jpg

Film obejrzałam oczywiście skuszona nazwiskiem aktora grającego głównego bohatera. Ni mniej ni więcej tylko jest nim mój ulubiony aktor: Christian Bale. Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam jak ten niespełna 13 letni chłopak radzi sobie w tej roli, byłam pełna podziwu dla jego talentu. Niektórzy po prostu rodzą się z aktorstwem we krwi. Film okazał się inny, niż się tego spodziewałam, jednak muszę przyznać, że Steven Spielberg musiał być wówczas w całkiem niezłej formie, gdy reżyserował Imperium Słońca. Dlaczego tak uważam? Bo wyszło niezłe kino z tego. Szkoda tylko, że Christian Bale pomimo swych 13 lat, na twarzy miał już wypisaną dorosłą twarz… Praktycznie się nie zmienił od tego czasu… może trochę podrósł?

Dodaj komentarz »

Filmowe podsumowanie tygodnia

Tydzień szybko minął, jak zresztą każdy inny. Moje życie pędzi coraz szybciej, ale na szczęście od czasu do czasu znajduję czas na jakiś film… Ostatnio najczęściej oglądam filmy siedząc na moim trenażerze, dzięki czemu nie czuję, że marnuję czas leżąc na kanapie, tylko robię dwie rzeczy naraz… w dodatku jak się odpowiedni film wybierze, to od razu można szybciej i efektywniej pedałować. Oto lista filmów tego tygodnia

ŚWIĘTY DYM - reż. Jane Campion (1999)

swiety_dym.jpg

W poszukiwaniu jakiegoś filmu na wieczór, zajrzałam do swojej kolekcji filmów zakupionych wraz z czasopismami. Wybrałam film “Święty Dym”, którego wcześniej nie widziałam, a który wydał mi się interesujący. Bo rzeczywiście taki mi się wydał. Nic dziwnego - dobra reżyseria, piękne plenery, świetni aktorzy w rolach pierwszoplanowych, interesujący temat, czego zatem chcieć więcej? Może tylko tego, że jeżeli film na początku ma sens, wciąga widza, jest dobrze skonstruowany, aktorzy dają z siebie wszystko, to właściwie po co psuć całe zakończenie. Wszystko byłoby świetnie, gdyby dramat psychologiczny nie zamienił się w zwykły erotyk… początek filmu tak, końcówka niestety nie…. ale jak wiadomo to koniec decyduje o naszym ogólnym wrażeniu… tak więc muszę z przykrością stwierdzić, że film nie wniósł niczego w moje życie i właściwie nie musiałam go oglądać.

OSADA - reż. M. Night Shyamalan (2004)

osada.jpg

Wiedziałam, że ten film nie należy do gatunku dobrych, znałam też mniej więcej zakończenie, a jednak go obejrzałam. Dlaczego? Bo chciałam wiedzieć dlaczego ten film jest kiepski… i już wiem. Po prostu nie można niczego robić na siłę. Obsada ok, osada ok, pomysł też całkiem niezły… ale czy scenarzysta i reżyser w jednym myśli, że widzowie są niczym postaci mieszkające w owej osadzie? Tacy bezmyślni i naiwni? Nie są, dlatego film nie zebrał dobrych recenzji, a ja dołączam się do grupy niezadowolonych z realizacji. Bo jeśli to ma być thriller… to chyba jest to wersja dla dzieci i nawet  Czerwony Kapturek jest o wiele bardziej przerażający niż film zwany Osada.

JAMES BOND - CASINO ROYALE - reż. Martin Campbell (2006)

casino_royale.jpg

Po smętnych filmach jakie w siebie wrzuciłam, w końcu przyszedł czas na coś naprawdę porządnego, a przynajmniej jest to coś co naprawdę lubię: Porządna akcja. I taki jest właśnie James Bond. Tym razem z nową twarzą - Danielem Craigiem jako tytułową postacią. Muszę przyznać, że nie bardzo wiedziałam co myśleć, po tym jak zmienili mojego ulubionego Bonda, czyli Pierce’a Brosnana na Craiga. Ale moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, po tym co zaserwował nowy Bond w swoim filmie. W końcu się pobrudził i pokiereszował, nie “męczył” tylu kobiet i był po prostu prawdziwy, chociaż nadal niesamowity. Już wiem, że nieważne jak wygląda Bond, ważne, że ciągle ma siłę do pokonywania nowych trudności, ratowania świata i jej królewskiej mości oraz, że jest coraz młodszy… Brawa dla nowego Bonda…

ŁUK - reż. Ki-duk Kim (2005)

luk.jpg

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zasugerowałam się tytułem, który sprawił, że pomyślałam iż jest to kino w stylu Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka. I znów kolejne rozczarowanie… naprawdę. Początek jak w poprzednich filmach niezły… takie kino bardzo relaksujące… później jest już tylko gorzej. Porwania, oszustwa, nagabywanie… czyli z cyklu nie mam ochoty oglądać filmów o ”niby miłości” pomiędzy dwojgiem ludzi… a tak naprawdę starego faceta i młodziutkiej, niepełnoletniej dziewczyny, której od 10 lat poszukują rodzice. Nie wierzę w tę historię ani trochę, szczególnie, że dziewczyna nie była na lądzie od 10 lat, a w dodatku zakochuje się w przystojnym i młodym (podkreślam młodym) synu wędkarza. Film o syndromie sztokholmskim… dla mnie po prostu niesmaczny.

CAPITAN CORELLI - reż. John Madden (2001)

kapitamn.jpg

Do obejrzenia tego filmu nie spieszyło mi się za bardzo. I chociaż lubię Penelope Cruz, to nie przepadam za grą aktorską Nicolasa Cage’a. Oczywiście do czasu, gdy nie zorientowałam się, że w tym filmie gra mój ulubiony aktor: Christian Bale. I właściwie dla niego zobaczyłam tę ckliwą opowieść z pięknymi, greckimi widokami. Film typowo kobiecy i ogląda się go w sumie przyjemnie (jeśli jest się kobietą, mężczyźni jakoś nie przepadają za romansami, nawet osadzonymi w czasach II Wojny Światowej). Plenery, muzyka, aktorzy, wszystko jak najbardziej ok. Denerwowało mnie jednak to, iż każda z postaci, mówiąc po angielsku używała akcentu swojej narodowości. Dziwnie to brzmiało i już naprawdę wolę słuchać angielskiego i tylko wyobrażać sobie, że postaci mówią swoim językiem. Film ogólnie ok… ale bez zachwytów.

BUTELKI ZWROTNE - reż. Jan Svěrák (2007)

butellki.jpg

Czesi potrafią kręcić filmy obyczajowe. Wychodzi im to po prostu znakomicie. Czasem się zastanawiam, dlaczego w Polsce nie można nakręcić takiego filmu, jak np. Butelki Zwrotne. Być może nie ta mentalność i nie te tradycje, jednak wydaje mi się, że życie u naszych południowych sąsiadów i u nas toczy się w podobnym rytmie. Butelki Zwrotne to bardzo prawdziwa opowieść o życiowych rozterkach, podana w lekkostrawnym sosie komediowym. Zabawny film, ale nie korzystający z pomocy wyświechtanych gagów. Film, który polecam szczególnie… jeden z najlepszych jaki obejrzałam w tym tygodniu i w dodatku udało mi się wyskoczyć na niego do kina. Prosta historia całkiem młodego reżyseria i jego ojca scenarzysty, a zarazem pierwszoplanowego aktora… świetne dialogi, aktorzy i piękna Praga. Polecam!

25 GODZINA - reż. Spike Lee (2002)

edward.jpg

Po obejrzeniu mniej więcej 3/4 filmu nagle okazało się, że już go widziałam. Nie wiem jak mogłam zapomnieć, w końcu film jest naprawdę niezły. Przede wszystkim świetne aktorstwo i reżyseria. Spokojnie, bez zbędnych nerwów opowiedziana historia młodego człowieka spędzającego swój ostatni dzień na wolności… Najlepsza scena, to oczywiście ta przed lustrem… zatem pieprzyć tych, którym ten film się nie podoba… (przynajmniej tak bohater, grany przez Nortona wypowiedział by się na ten temat… ) Polecam!

Dodaj komentarz »

Filmowe podsumowanie lutego

Luty miesiącem kinowych szaleństw z pewnością nie był, ale pobiłam rekord stycznia i udało mi się zobaczyć aż jeden film na wielkim ekranie. To mój prawdziwy sukces, być może w marcu pobije ten rekord lub też - możliwe że wcale nie. W sumie w tym kończącym się miesiącu obejrzałam 15 filmów, czyli można policzyć, że mniej więcej co drugi dzień udało mi się wciągnąć w jakąś fascynującą historię. Oprócz starszych dzieł, udało mi się zobaczyć kilka nowości mających swe premiery w 2007 roku. Na szczęście filmy w wypożyczalniach dość szybko pojawiają się po kinowych premierach, tak więc nie trzeba płakać, że nie zdążyło sie czegoś w porę zobaczyć.

ARSENE LUPIN - reż. Jean-Paul Salomé (2004)

arsene_lupin.jpg

Romain Duris to młody, zdolny, francuski aktor. Nie inaczej jest z Kristin Scott Thomas, która również jest doskonałą aktorką, potrafiącą wcielić się w różne postaci (jak dla mnie jest nieco za chłodna) Oboje zagrali w filmie Arsene Lupin parę kochanków… zatem co mogę powiedzieć o tym właśnie filmie… oprócz tego, że lubię filmy kostiumowe i że oglądało się go z napięciem? … chyba nic ponadto.

ENIGMA - reż. Michael Apted (2001)

enigma.jpg

Enigma - wiadomo kto ja rozszyfrował - Polacy. No i tu zaczyna się problem filmu wyreżyserowanego przez Michael’a Apted’a - obraz nie został bowiem nakręcony w zgodzie z prawdą historyczną. No, ale o Polakach nigdy w kinie nie mówiło się zbyt dobrze, a przynajmniej bardzo rzadko. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, film został nakręcony, kilka chwil kontrowersji i po bólu. Obejrzałam ten film tylko ze względu na Kate Winslet, gdyż towarzyszący jej Dougray Scott gra, tak jak wygląda… beznamiętnie.

RATATUJ - reż. Brad Bird (2007)

ratatuj.jpg

Bardzo dobre wykonanie, ciekawa historia i oczywiście obowiązkowy morał na zakończenie, gdyż filmy ze stajni Disneya nie mogą się bez porządnego morału obejść. Nic w tym złego, bo przecież film adresowany jest bardziej do dzieci, które muszą dostawać dawkę pozytywnych wzorców, aby nie wyrosły na degeneratów. Miło się oglądało (od 6 rano, żeby było zabawniej), bo film jest naprawdę sympatyczny. Bez wysmakowanych żartów, ale za to ze wspaniałą kuchnią, po której miałam ochotę natychmiast coś ugotować, a przynajmniej zjeść.

KŁOPOTY NA ZAMÓWIENIE - reż. David Anspaugh (2002)

klopoty_na_zamowienie.jpg

Mariah Carey w roli aktorki nie wszystkim przypadła do gustu. Mi nie przeszkadza. Główna bohaterka - Mira Sorvino nie grywa też w superprodukcjach i nie jest jakąś mocno chwaloną aktorką. Film o włoskiej mafii, morderstwach i pięknych kobietach, które muszą sobie radzić w męskim świecie. I radzą sobie… Końcówka filmu jest nieco przesłodzona, ale warto obejrzeć coś co podniesie na duchu.

SIMPSONOWIE: WERSJA KINOWA - reż. David Silverman (2007)

simpsons.jpg

Simpsonów nie trzeba nikomu przedstawiać. Niezbyt promowany ostatnimi czasy w Polskiej telewizji animowany serial jest już kultowym. Do tego kultu można dołączyć najnowsze dzieło producentów Simpsonów - bardzo zabawna, wzruszająca (?) i bardzo śmieszna (muszę się powtórzyć) historia z niecodzienną rodzinką. Simpsonowie: Wersja kinowa - chociaż obejrzana przeze mnie na ekranie telewizora, śmieszy tak samo, jak w ciemnym kinie.

OSTRZA CHWAŁY - reż. Josh Gordon, Will Speck (2007)

ostrza_chwaly.jpg

Mogę powiedzieć: I love Will Farrell. Ten człowiek ma wielki dystans do siebie i tego co robi. Wystarczy obejrzeć dodatki i wywiad jaki przeprowadzili ze sobą trzej główni aktorzy. Oglądając film Ostrza Chwały nie wolno zapomnieć o wyciętych scenach, gdyż tylko wtedy wyjaśni się relacja między głównymi bohaterami. Oryginalna muzyka, wspaniałe popisy kaskaderskie i lodowisko - czyli sportowa miłość mojego dzieciństwa (nieco niespełniona).

KROWY NA WYPASIE - reż. Steve Oedekerk (2006)

krowy_na_wypasie.jpg

Dla tych, którzy chcą się pośmiać - Krowy na wypasie. Dawno już nie widziałam tak zabawnej i doskonale skonstruowanej historii rysunkowej. Niech nie zmyli was nieco bardziej komputerowa grafika i brak polskiego dubbingu - bajka jest po prostu doskonała. Reżyserii, na podstawie swojego scenariusza podjął się Steve Oedekerk, autor scenariuszy do takich filmów jak Bruce Wszechmogący, Kung Pow, Ace Ventura: Zew Natury czy Gruby i chudszy. Myślę, że pomimo jego dość oryginalnego i specyficznego poczucia humoru warto ten film obejrzeć.

HARRY POTTER I ZAKON FENIKSA - reż. David Yates (2007)

harry_potter.jpg

Harry Potter dorasta. To już piąta część przygód nastoletniego czarodzieja. Nie udało mi się zobaczyć tego filmu w kinie, ale w sumie nie żałuję. Czegoś w tej sfilmowanej historii brakowało… Jednak fanom książki i całej serii filmów nie powinno to przeszkadzać.

POKUTA - reż. Joe Wright (2007)

pokuta.jpg

Film, na który udało mi sie w tym miesiącu wyjść do kina. Wspaniała, wzruszająca i pięknie sfilmowana historia miłosna na tle drugiej wojny światowej. Doskonałe aktorstwo James’a McAvoy, Keiry Knightley i Saoirse Ronan. (nic dziwnego, że trójka aktorów w nim grająca dostała nominacje do takich nagród jak Złote Globy czy Oskar) Film został okrzyknięty najlepszym filmem roku przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej i Brytyjską Akademię Sztuk Filmowych i Telewizyjnych, a to chyba jakaś rekomendacja jest. Muzyka z tego filmu również została doceniona zdobywając Złoty Glob i Oskara. Polecam.

PRZECZUCIE - reż. Mennan Yapo (2007)

przeczucie.jpg

Niektóre filmy oglądam tylko ze względu na aktorów w nim grających. Uwielbiam Sandrę Bullock, dlatego nie mogłam sobie odmówić obejrzenia filmu Przeczucie. (Byłam wcześniej bombardowana informacjami na temat tego filmu oglądając pewną telewizję) Muszę przyznać, że historia jest zaskakująca i wciągająca, dlatego z przyjemnością wysiedziałam do końca filmu.

ZAKOCHANA JANE - reż. Julian Jarrold (2007)

zakochana_jane.jpg

Słodki, romantyczny i przewidywalny… chociaż naprawdę uroczy. Zakochana Jane idealnie nadaje się na popołudniowy filmik do obiadu. Zero przemocy, brzydkich słów jak na lekarstwo (na chorobę na którą nie ma lekarstwa) i piękni aktorzy. Ah ten James McAvoy…

VOLVER - reż. Pedro Almodóvar (2006)

volver.jpg

Wstyd się przyznać, ale to pierwszy film Almodovara jaki obejrzałam. I z pewnością rozpoczęłam oglądanie jego filmów w dobrym momencie. Volver mnie nie zawiódł - doskonałe kino z udziałem pięknych kobiet. Melodyjny hiszpański w tle, smutna historia opowiedziana w delikatny sposób i mnóstwo gatunków filmowych w jednym dziele. Nieco czarnej komedii, dramatu, opowieści z duchami i kryminału opowiedziane przez kobiety, których los nie oszczędza. Wspaniałe kreacje aktorskie zostały docenione i nagrodzone na festiwalu w Cannes.

MISS POTTER - reż. Chris Noonan (2006)

miss_potter.jpg

Miss Potter to podobnie jak Zakochana Jane, opowieść o pisarce pragnącej walczyć o swoje marzenia. Podobnie jak Jane Austen również historia Beatrix Potter dowodzi, że jeśli czegoś bardzo pragniemy, to nasze marzenia prędzej czy później się spełnią. Lekko opowiedziana historia (chociaż z tragedią w tle) pozytywnie nastraja, podobnie jak rysunki głównej bohaterki, które od wielu lat towarzyszą dzieciom na całym świecie.

ULTIMATUM BOURNE’A - reż. Paul Greengrass (2007)

ultimatum_bourne.jpg

Trzecia część, chociaż podobno wcale nie ostatnia, filmu o człowieku bez pamięci. Matt Damon jak zwykle doskonale się spisał przywracając wiarę w dobre kino akcji. Ultimatum Bourne’a rozwiązuje zagadkę głównego bohatera, ale również sprawia, że właściwie nie mamy dosyć jego przygód. Osobiście wolę pierwszą i drugą część tej historii, ale i trzecia to naprawdę dobry kawałek kina akcji.

MIŁOŚĆ I INNE NIESZCZĘŚCIA - reż. Alek Keshishian (2006)

milosc_iinne_nieszczescia.jpg

To “dzieło” powinno się nazywać po prostu: “Ten film i inne nieszczęścia”. Jeśli to jest komedia romantyczna, to ja wypisuje się z listy osób, które lubią ten gatunek filmowy. Bardzo mi przykro - aktorzy na pewno się starali, scenarzysta i reżyser w jednym być może też, ale efekt jest po prostu niezadowalający. Czy pamiętacie film “Holiday”? Jedna z głównych bohaterek tej komedii romantycznej zajmowała się produkcją i montażem trailerów filmowych. Dlaczego o tym wspominam? Gdyż producentowi trailera do filmu Miłość i inne nieszczęścia należy pogratulować. Tylko on wykonał tak naprawdę dobrą robotę. Po obejrzeniu trailera miałam wielką ochotę zobaczyć ten film… i co? Okazało sie, że wszystkie śmieszne momenty (w końcu podobno to komedia) zostały zawarte właśnie w tym trailerze. Naprawdę zachęcający skrót, ale polecam zakończenie oglądania tego filmu właśnie na tej krótkiej, ale uroczej reklamówce.

Dodaj komentarz »